"Mógł mnie zabić. Uderzył mnie kilka razy w głowę, aż tłuczek pękł" - opowiada "Faktowi" kierownik "Czarnych Koszul".
Kilkanaście dni temu Gołaszewski otrzymał telefon od byłego chłopaka swojej narzeczonej, Sylwii. Mężczyzna oznajmił, że jest z jego wybranką. Polonista przestraszył się nie na żarty o życie swojej ukochanej, bo to już nie pierwsza sytuacja, w której drżał o jej bezpieczeństwo.
"Moja narzeczona zerwała z nim ponad dwa i pół roku temu. Nie utrzymują ze sobą żadnego kontaktu. Niestety co jakiś czas ją nachodzi. Były sytuacje kiedy ją złapał i pobił czy przed blokiem napadł i obciął włosy. Jest chyba chory psychicznie" - opowiada Gołaszewski, który w końcu stanął z prześladowcą twarzą w twarz. "Dostałem od niego telefon, że jest z moją kobietą. Nie chciałem z nim rozmawiać i od razu pojechałem do niej. Kiedy dochodziłem do bloku wyskoczył do mnie. Spod koszulki wyciągnął tłuczek do mięsa, drewniany, ale z metalowym zakończeniem. Doszło do awantury. Dostałem cztery razy po głowie. Po czwartym uderzeniu pękła rękojeść. Wtedy miałem szansę normalnie się bronić. Przewróciłem go na ziemię i zaczęliśmy się szamotać. W pewnym momencie zacząłem go nawet dusić. Opamiętałem się w którymś momencie, bo nie jest łatwo nosić czyjąś krew na rękach" - relacjonuje.
Napastnik uciekł i wyjechał do Niemiec. Stamtąd przesyła pogróżki, w których grozi Gołaszewskiemu śmiercią. "Jak długo można w taki sposób żyć, ciągle się bojąc i oglądając za siebie? Następnym razem może się to dla mnie skończyć gorzej. Myślę, że każdy, który szczerze kocha jest w stanie poświęcić życie w obronie ukochanych" - kończy Gołaszewski.
Sprawą zajęła się policja, która prowadzi postępowanie przygotowawcze.
>>>Czytaj także: Prezes Polonii rezygnuje z piłkarzy przez menedżerów