We wtorek prezes piłkarskiej centrali Grzegorz Lato w towarzystwie Piechniczka ogłosił, że nowym selekcjonerem kadry będzie Waldemar Fornalik. Póki co nie wiadomo, kto będzie mu pomagał w prowadzeniu reprezentacji.

Reklama

Nie chcemy, aby dobór członków sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski był jedynie prywatnym wyborem Fornalika, choć nikt mu niczego nie narzuci. Nie chcę obwieszczać, kogo on widzi w swoich szeregach, ale wszyscy muszą być zatwierdzeni przez zarząd. Mogę zapewnić, że będzie to silna ekipa - przekonywał Piechniczek.

Wiceprezes PZPN nie wykluczył, że w sztabie szkoleniowym znajdą się byli współpracownicy poprzedniego selekcjonera Franciszka Smudy. Pod uwagę brana jest kandydatura Jacka Zielińskiego, który rywalizował z Fornalikiem o posadę trenera kadry.

Zielińskiego widzę jako kandydata na członka sztabu szkoleniowego, ale o tym zadecyduje Fornalik. Obaj panowie muszą się najpierw spotkać i porozmawiać. Z kolei Hubert Małowiejski zasługuje, aby nadal prowadził bank informacji kadry. Krótko mówiąc nie będzie rewolucji pałacowej - zapewnił Piechniczek, który jest spokojny o predyspozycje nowego selekcjonera.

Reklama

Jego osobowość, inteligencja i inne zalety wyjdą dopiero po spotkaniach z zespołem. Większość zawodników wywodzi się z polskiej piłki i wydaje mi się, że łatwo się przestawią na pracę z innym trenerem. Jestem święcie przekonany, że tak się stanie" - dodał były szkoleniowiec.

Piechniczek zapewnił, że wybór był dokonany po długich analizach. W końcowej fazie pod uwagę brani byli Fornalik, Zieliński i Jerzy Engel.

Jeszcze nigdy w historii naszej piłki wybór selekcjonera nie odbywał się tak transparentnie i tak wieloetapowo. W pierwszym etapie Komisja Techniczna przyjrzała się wszystkim kandydatom pod kątem kryteriów trenerskich. Po długiej analizie dokonano wyboru trzech kandydatów, którzy we wtorek zostali zarekomendowani przeze mnie, a potem częściowo przez Jerzego Engela, który później opuścił obrady. To nie jest czas ani miejsce, aby dokonywać swoistego striptizu na tych szkoleniowcach. Wielu z nich sobie tego nie życzy. Kilku z nich wcześniej przegrało swoje szanse. Proces wyboru był najbardziej idący z duchem czasu i mający znamiona rywalizacji sportowej. Nastąpił po głębokich namysłach i nie chcę podkreślać zalet jednego szkoleniowca, kosztem innego - opisał wiceprezes PZPN.

Reklama

Piechniczek odniósł się także do sukcesu polskich siatkarzy w Lidze Światowej pod wodzą Andrei Anastasiego. Zapewnił, że możliwość zatrudnienia szkoleniowca z zagranicy nie była brana pod uwagę.

Chciałbym przypomnieć, że pierwszy złoty medal olimpijski w grach zespołowych dla Polski zdobyli piłkarze w 1972 r. Dopiero cztery lata później po takie trofeum sięgnęli siatkarze. Poza tym w dorobku polskiej piłki są trzy medale olimpijskie (złoty i dwa srebrne) i nie mamy żadnych kompleksów. Sukcesy piłkarzy i siatkarzy rozkładają się na zasadzie sinusoidy. Nie zazdrościmy im ostatniego triumfu, ale zdajemy sobie sprawę, że teraz czas na sukcesy futbolistów. Jeśli chodzi o trenerów zagranicznych, nie mamy dobrych wspomnień. Jesteśmy w stanie wyprowadzić polską piłkę na szerokie wody pod wodzą naszych szkoleniowców - zakończył Piechniczek.