Grałem regularnie przez ostatnie dwa sezony i fakt, że nie wystąpiłem w trzech ostatnich meczach nie świadczy, że jestem gorszym zawodnikiem, a moja forma drastycznie się załamała. Nie, jestem pewny swoich umiejętności i wiem na co mnie stać. W moim mniemaniu nie ma powodów do obaw - powiedział Tytoń, który wystąpił w dwóch pierwszych spotkaniach eliminacji mistrzostw świata z Czarnogórą (2:2) i Mołdawią (2:0), ale później stracił miejsce w podstawowym składzie swojego holenderskiego klubu.
Zapewnił, że do decyzji trenera PSV Dicka Advocaata podchodzi ze spokojem i dystansem. Życie szybko biegnie do przodu, a życie piłkarza szczególnie. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale nie można za długo rozpamiętywać różnych sytuacji. Trzeba iść dalej, patrzeć do przodu. I tak staram się robić - dodał.
Polski bramkarz nie wie, co zdecydowało o tym, że stracił miejsce w podstawowej jedenastce drużyny z Eindhoven.
Trener o tym ze mną nie rozmawiał, po prostu zakomunikował zespołowi swoją decyzję. I z tego, co wiem nie wypowiadał się nigdzie na ten temat. Nie wiem, skąd wzięły się informacje w mediach, że mam jakiś uraz psychiczny po kontuzji głowy. Przecież to było rok temu, a później zagrałem wiele meczów i nikt nie widział problemu. Ja też nie. Zresztą w dalszym ciągu czuję się fantastycznie - zaznaczył i podkreślił, że wierzy, iż sytuacja w klubie szybko się zmieni i wróci do składu.
Nie ma też wątpliwości, że reprezentacji jest potrzebny. Świadczy o tym powołanie do kadry. Gdyby było inaczej, nie byłoby mnie na zgrupowaniu - nadmienił.
Tytoń zdaje sobie sprawę, że z nadzieją na występ w prestiżowym meczu z Anglią na zgrupowanie przyjechał też Tomasz Kuszczak. To jasne, że każdy z nas chce grać, ale może tylko jeden. Rolą trenera jest podjąć decyzję, która jednego z nas ucieszy, a drugi będzie musiał się z nią pogodzić - dodał.
Choć zanim biało-czerwoni zmierzą się z Anglikami czeka ich towarzyska potyczka z RPA, to jednak w kadrze wszyscy są już myślami przy spotkaniu o punkty eliminacji MŚ.
Rywala nikomu rekomendować nie trzeba. Co pozycja, to gwiazda. Na szczęście nie zawsze liczba gwiazd w zespole decyduje o zwycięstwie, czasem bez nich też można wygrać mecz. Wystarczy mądra taktyka, zaangażowanie, łut szczęścia. Mam nadzieję, że po spotkaniu z Anglią i kibice, i my będziemy w dobrych humorach - zaznaczył.
Jego zdaniem, Anglia jest faworytem "polskiej" grupy eliminacyjnej. Oni przyjadą do Warszawy po trzy punkty. My jednak przystąpimy do meczu bez presji, że musimy wygrać, co może nam tylko pomóc. Liczę na dobry rezultat. Jaki? To zależy też od tego, jak się mecz ułoży. Czasem można być zadowolonym z remisu, nieraz zwycięstwo się traci w ostatnich sekundach i jest niedosyt - dodał.
Jak przyznał, polscy piłkarze chętnie wrócą na Stadion Narodowy. Przecież na nim jeszcze nie przegraliśmy, więc nie widzę problemu. Mam nadzieję, że stadion się wypełni, że zapanuje pozytywna energia, kibice stworzą świetną atmosferę i będą wspierać drużynę narodową - podkreślił.
Tytoń zgadza się ze stwierdzeniem, że mecze z Anglią są wyjątkowe i magiczne. Zawsze były to wielkie wydarzenia, na boisku było mnóstwo walki, zacięcia, ale gorzej było z wynikami. Pamiętam mecz na starym Wembley, kiedy przegraliśmy 1:3 po trzech golach Scholesa. Byłem wtedy jeszcze mały, ale utkwiło mi, że to było piękne widowisko. Teraz przed własną publicznością mamy więcej szans - ocenił.
Polscy piłkarze od poniedziałku przebywają na zgrupowaniu w Warszawie. W piątek o godz. 20.45 zagrają towarzysko z RPA, a cztery dni później o godz. 21 z Anglią w eliminacjach mistrzostw świata. Oba spotkania na Stadionie Narodowym.