Urzędujący szef związku otrzymał 99 głosów, jego rywal - 16. Wojciechowski już wcześniej opuścił salę zjazdu, nie zgadzając się z metodą wyboru prezesa. Sztab Wojciechowskiego optował za kartami wrzucanymi do urny, uważając taki sposób za gwarancję tajności wyborów, tymczasem PZPN wolał metodę elektroniczną - tzw. maszynki. Odbyło się głosowanie w tej sprawie, większość działaczy poparła sposób elektroniczny.
"Pan Wojciechowski się z tym nie zgadzał. To nie jest tak, że nie wytrzymał próby nerwów. Bardziej uważam, że jeżeli w coś wchodził, to chciał wejść szczerze i z otwartym sercem. Chciał zrobić coś dobrego dla piłki. Na pewno nie chciał iść do PZPN, żeby zarobić pieniądze i się wylansować. Miał dużo pomysłów. Niektórzy bardzo go nie doceniali, jeżeli chodzi o przyszłego prezesa związku" - stwierdził Majdan po wyborach w warszawskim hotelu Sofitel Victoria.
W rozmowie z dziennikarzami przyznał, że - jako współpracownik Wojciechowskiego - liczył na ponad 60 głosów. Na pytanie PAP, jak konkretnie potoczyłoby się jego zdaniem głosowanie, gdyby odbywało się na kartach, odparł nieco ostrożniej:
"Trudno powiedzieć. Na pewno liczyliśmy na to, że nie przyszliśmy tutaj, aby pokazać się i porozmawiać z przyjaciółmi. Chcieliśmy odegrać istotną rolę i wygrać. I wierzę, że gdyby głosowanie było na kartach, to walka byłaby bardzo wyrównana, niemal do ostatniego głosu. Natomiast samo głosowanie nad metodą głosowania - już to było otwarte pokazanie, kto kogo wspiera. Współczuję tylko tym, którzy wczoraj tak bardzo zarzekali się, a dzisiaj trochę stracili twarz. Bo nikt do niczego nie zmuszał. Ci, którzy tak mocno deklarowali, że są z nami, niepotrzebnie nas w tym utwierdzali. Z drugiej strony, może właśnie taka jest walka wyborcza? Że ktoś przychodzi i mówi jedno, a za plecami robi coś innego. Nie obrażamy się, ale nie musimy w tym uczestniczyć. A już na pewno nie pan Wojciechowski, który podjął decyzję, że skoro się z tym nie zgadza, to wstaje i wychodzi" - stwierdził Majdan.
Swoje optymistyczne prognozy dotyczące wyborów opierał - jak przyznał - m.in. na rozmowach z delegatami. "Sugerowano nam, właśnie w rozmowach z delegatami z różnych stron kraju, że jeśli będzie głosowanie na kartach, to oni przychylą się do naszej opcji i nas wesprą. Natomiast jeżeli będzie maszynkami, to - cytując ich - na pewno przegramy".
Jak dodał, nie żałuje swojego zaangażowania w kampanię Wojciechowskiego.
"Wręcz przeciwnie. Jedyne, czego mogę żałować, to tego, że z bliska zobaczyłem i dotknąłem czegoś, z czym nigdy nie było mi po drodze. Od początku, od zbierania 15 rekomendacji (niezbędnych do rejestracji kandydata - PAP). To nie jest próba tłumaczenia porażki. Pozostał mi niesmak. Bez względu na wyniki wyborów - miałbym takie samo odczucie. Czuję dumę, że nie jestem po tamtej stronie. Bo to, co jest tam, bardzo mi nie odpowiada" - stwierdził były bramkarz reprezentacji, uczestnik MŚ 2002.
Jakie (i czy w ogóle) będą dalsze kroki sztabu Wojciechowskiego? Tuż po wyjściu z sali kontrkandydat Bońka zapowiadał, że jego prawnicy podejmą decyzję, czy ewentualnie zaskarżyć taką formę wyłaniania prezesa."Na razie to idziemy do domu i życie toczy się dalej. Ludzie mają większe problemy niż ten, który my mamy dzisiaj. Będziemy się przyglądać. Na pewno ktoś powinien to zweryfikować i całkiem możliwe, że będziemy do tego dążyć" - zakończył Majdan.