O tym, że biało-czerwoni nie są najlepszej dyspozycji fizycznej wiedzieliśmy po towarzyskich meczach z Chile i Litwą. Nawałka brak szybkości i ociężałość swoich piłkarzy tłumaczył ciężkimi treningami na zgrupowaniu w Arłamowie i uspokajał, że do mundialu forma będzie rosła z dnia na dzień. Kulminacja, a raczej jej eksplozja, miała nastąpić 19 czerwca w Moskwie.
Niestety skończyło się na zapowiedziach. Nasze orły ustępowały "Lwom Terangi" praktycznie pod każdym względem. Rywale byli szybsi i silniejsi. Bardziej zdecydowani i konkretniejsi. W dodatku z zimną krwią wykorzystali kuriozalne błędy naszych piłkarzy. Dzięki temu - mimo, że nie zagrali wybitnego meczu - pokonali Polaków 2:1.
Jednak nie tylko przygotowanie fizyczne pozostawia wiele do życzenia. Wybory selekcjonera również wydają się nietrafione. Zbyt wielu piłkarzy, którzy wyszli w podstawowym składzie naszej kadry na mecz z Senegalem, miało za sobą słaby sezon.
Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski i Arkadiusz Milik w minionych 12 miesiącach częściej odwiedzali gabinety lekarzy, niż grali w swoich klubach. Kamil Grosicki i Grzegorz Krychowiak mieli kłopoty, by zmieścić się w składach słabych drużyn z ligi angielskiej. Piotr Zieliński co prawda regularnie pojawiał się na boisku, ale głownie na murawę wchodził w drugiej połowie z ławki rezerwowych. Michał Pazdan zaliczył w barwach Legii Warszawa najgorszy sezon w swojej karierze, a zastępujący na środku obrony Kamila Glika - Thiago Cionek - w sumie dopiero teraz po raz pierwszy w reprezentacji został rzucony na tak głęboką wodę.
Wobec powyższego, czy to mogło się udać? Rozum podpowiada, że nie. Oczywiście porażka z Senegalem jeszcze niczego nie przekreśla, ale z poprzednich dwóch mundiali, na których grała Polska wiemy, że po przegranym meczu otwarcia nasi piłkarze w kolejnych spotkaniach najpierw grają o wszystko, a następnie o honor.