W niedzielę drużyna Jerzego Brzęczka pokonała w Warszawie Macedonię Północną 2:0 i na dwie kolejki przed końcem kwalifikacji zapewniła sobie awans do ME.
"Nie ma sensu mówić o tym, co by było, gdybyśmy nie awansowali. Nie ściemniajmy i nie próbujmy wrzucać troszkę dziegciu do beczki miodu" – dodał szkoleniowiec, który polską reprezentację doprowadził do trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w 1982.
Jego zdaniem mecze eliminacyjne pokazały potencjał, jaki ma polska kadra.
"Potwierdzeniem tego, ilu mamy dobrych piłkarzy były zmiany, jakich w niedzielnym meczu dokonał trener Brzęczek. Przecież nikt chyba się nie spodziewał, że wejdą (Arkadiusz Milik i Przemysław Frankowski) i po paru minutach będzie 2:0. To tylko świadczy o potencjale, jaki drzemie w tej drużynie" – ocenił.
Podkreślił, że obecny selekcjoner ma do dyspozycji trzech środkowych napastników – Milika, Roberta Lewandowskiego i Krzysztofa Piątka z „prawdziwego zdarzenia”, co dotąd się nie zdarzało, a sytuacja kadrowa ogólnie jest bardzo dobra.
"Wchodzą młodzi zawodnicy do linii środkowej, mamy dwóch doskonałych bramkarzy, grających w lidze włoskiej i angielskiej. Mało tego, jest rok do ME. Można pod każdym względem przygotować zespół, nakreślić indywidualne plany, przyjąć odpowiednią politykę startową, zakładając, że ci młodsi też się rozwiną. Ryszard Rynkowski śpiewał +nieskończoność miałem w dłoniach+ i my ją teraz mamy. Możemy zbudować drużynę na miarę rewelacji mistrzostw" – podsumował szkoleniowiec, który dwukrotnie wprowadził polską reprezentację do mundialu.
Zaznaczył, że choć jego zdaniem kadra jest ukształtowana, to nie można wykluczyć dojścia do niej przed ME nowych zawodników.
"To jest jak na grzybobraniu. Jeśli mając już pełny koszyk, znajdę dorodnego prawdziwka, to przecież go nie zostawię w lesie. Zespół jest ukształtowany i kolejnym młodym piłkarzom niełatwo teraz będzie się do niego przebić. Jednak jeśli któryś pokaże grę ponad poziom, przekona trenerów, kibiców, dziennikarzy, że się nadaje, to dlaczego nie miałby pojechać na mistrzostwa?" – zakończył Piechniczek.