Podwyższa pan średnią. Poprzedni trenerzy pracowali w Wiśle około trzech miesięcy. Panu bije już czwarty i nadal pan jest...
Mam satysfakcję, bo wszyscy koledzy ze środowiska odradzali mi pracę w Wiśle. Ale do osiągnięcia celu wciąż jeszcze daleko i dlatego nie uważam, aby był powód do euforii.
Daleko? Wystarczy, że wygra pan z Legią w niedzielę i już Wisła będzie miała nad nią osiem punktów przewagi. Trudno będzie to roztrwonić.
Po pierwsze nie wygraliśmy z Legią i na razie mamy tylko pięć punktów przewagi. Po drugie przed Legią jest jeszcze Kolporter i ten zespół też należy traktować jako poważnego rywala w walce o tytuł. Niby mają słabszy skład od Legii, ale zadziwia mnie ich skuteczność. Po trzecie za nami dopiero jedenaście kolejek, jedna trzecia sezonu. Wszystko się jeszcze może zdarzyć. Miesiąc temu przed przerwą na kadrę Legia miała nad nami cztery punkty przewagi.
Ależ się pan asekuruje...
Mówię jak jest. Powiem więcej, Groclin i Lech też mogą zawalczyć o mistrzostwo Polski.
W polskiej ubogiej lidze jest tylko jeden wyjątkowy mecz, który elektryzuje wszystkich. Kiedy Wisła gra z Legią...
Trenerowi Janowi Urbanowi i mnie udało się przywrócić blask temu meczowi. Wcześniej różnie bywało. Teraz znów jest tak, że najważniejsze zespoły w lidze to Wisła i Legia. Jak słyszę ile jest zamówień na bilety na ten mecz, mam satysfakcję. Skoro spotkanie polskiej ligi chce obejrzeć 50 tysięcy ludzi to jest coś. Wyraźny sygnał dla tych, którzy chcą w polski futbol zainwestować.
Tak powinno być? Futbol w dużych miastach, a nie w Grodzisku, Bełchatowie, Lubinie czy Wronkach?
Lepsza propaganda piłki jest wtedy, kiedy więcej osób się nią interesuje, ale nie widzę nic złego w futbolu z małych miasteczek. Może być tam liga. Pod warunkiem, że na wysokim poziomie.
W Wiśle i w Legii chwali się nowych trenerów, którzy są z zupełnie innej bajki niż ich poprzednicy. Inaczej patrzą na futbol, nie są zmanierowani...
Urbanowi strasznie zazdroszczę kariery piłkarskiej, która strasznie mu pomaga. Ja takiej nie miałem - do dzisiaj mam koszmary. Śni mi się, że gram. I szybko się budzę. No i tego, że został ukształtowany jako trener w takim kraju jak Hiszpania. To jego ogromne atuty i dobrze, że ktoś taki w polskiej piłce się znalazł. Można się będzie od niego sporo nauczyć.
Sądzi pan, że Urban jest lepszym warsztatowo trenerem od pana?
Nie wiem, ale na pewno chciałbym z nim porozmawiać o jego warsztacie. On ma ogromną wiedzę i zna fajne praktyczne rozwiązania treningowe. Chętnie skorzystam.
Ale z kadrą nie pracował.
No właśnie, to chciałem powiedzieć. On ma swoje atuty, ale ja także. Kadra to był dla mnie uniwersytet. Dzięki Pawłowi Janasowi przez trzy lata pracowałem z kadrą. Tak naprawdę tam uczyłem się tego zawodu.
W pewnych momentach przejmował pan nawet pałeczkę od Pawła Janasa i sam wymyślał taktykę na poszczególne mecze...
No i pamiętamy jak to się skończyło... Żartuję, za wszystko w kadrze zawsze odpowiadał Paweł Janas.
A słynny diament, który pan zaproponował?
Pewne pomysły Paweł akceptował. Wtedy to było nowatorskie rozwiązanie, które stawało się coraz popularniejsze w Europie. Wzorowałem się na Deportivo La Coruna. Trener Javier Irureta tak ustawił zespół, że po porażce w pierwszym meczu z Milanem trzema bramkami, zdołał odrobić straty w rewanżu. Zafascynowała mnie gra tej drużyny.
Teraz system piramidy czy diamentu staje się przestarzały?
Wręcz przeciwnie. Modna jest gra defensywna, ale z myślą o ataku, o tym jak naszybciej zaskoczyć przeciwnika.
Trener Urban też grał w podobny sposób, ale zaczęło mu brakowa wykonawców. W ostatnim meczu z Odrą nie miał defensywnego pomocnika, wystawił dwóch klasycznych napastników i poległ...
Trener Urban stał się trochę ofiarą własnego sukcesu, sytuacji, w której się znalazł. Ciśnienienie w Legii zostało spowodowane siedmioma wygranymi meczami i coraz realniejszą wizją mistrzostwa. To trenerowi ogranicza możliwość pewnych eksperymentów. Żeby nie było wątpliwości, patrzę na to także przez pryzmat mojej pracy w Wiśle, bo objęliśmy swoje drużyny w tym samym momencie. Tak naprawdę, aby pomóc drużynie potrzeba przynajmniej jednej rundy spokojnej pracy, czasu na eksperymenty, ryzykowne rozwiązania. I on i ja w pewnym stopniu obawiamy się tego robić. Obaj wiemy, że strata punktów w jednym czy drugim meczu może kosztować utratę szans na mistrzostwo.
Albo utratę pracy.
Na swoją pracę patrzę jak na wyzwanie, a nie wyłącznie zarabianie pieniędzy. Nigdy nie pomyślałem jednak, że stracę etat i nie będę miał z czego żyć. Na razie muszę pracować na swoje nazwisko, wyrobić sobie markę, a nie zapełniać konto.
Jak pan odbiera Jana Urbana?
Bardziej niż na to jak prezentuje się w mediach, zwracam uwagę na sposób gry jego drużyny. Legia gra bardzo dojrzale taktycznie, nie panikuje w niekorzystnych sytuacjach, widać w tym myśl. Podoba mi się ich przejście z obrony do ataku, moment przetrzymania piłki w drugiej linii, czekanie na to, aż skrzydłowi wyjdą do przodu. Do tego gra Chinyamy, z którym pracowałem w Grodzisku. To wszystko robi dobre wrażenie.
Urban to jest trener, który na wiele piłkarzom pozwala. Nie ściga ich po knajpach tak jak kiedyś Wdowczyk. Pan też jest dla swoich zawodników taki liberalny?
Każda grupa ma swoją specyfikę i trener to musi odczytać. Jednym trzeba dyscyplinę podkręcić, z innymi współpracować na zasadach partnerskich. Z tego, co słyszę, Urban bardzo wysoko ceni sobie dobrą atmosferę w grupie. I to jest trend europejski zapożyczony ze Stanów Zjednoczonych. Coraz więcej psychologii w sporcie. Przykład Jürgena Klinsmanna z reprezentacji Niemiec jest najbardziej znamienny. Wszyscy starają się jak nabardziej dotrzeć do swoich pracowników, zawodników, wykorzystując, co tu ukrywać, metody socjotechniczne. W warstwie mentalnej sportowców są ogromne pokłady do wykorzystania. Leo Beenhakker jest mistrzem wyzwalania tych rezerw. Przecież z tymi samymi zawodnikami pracowaliśmy z Pawłem Janasem przez jakiś czas, ale nie zrobiliśmy z nimi tyle, co Leo. W polskiej piłce nie było takiej myśli, takiej tradycji, aby tak bardzo eksponować swoją wartość. Z tego co zrobił Beenhakker bardzo dużo skorzystałem. Tu porzebny był ktoś z zewnątrz, aby nam to pokazać.
Czyli nie zalicza się pan do tej grupy polskich trenerów, którzy są w opozycji wobec Beenhakkera?
Jakby to powiedzieć. Żadnej szpili nie będę wbijać. Gramy dobrze, prowadzimy w grupie, to znaczy, że odpowiedni człowiek jest na odpowiednim miejscu. Chociaż powiem szczerze, że liczyłem na to, że trochę więcej skorzystam z warsztatu Beenhakkera. Prezes Listkiewicz mocno podkreślał przy angażu Holendra, że on będzie do dyspozycji polskich trenerów, że będzie się dzielił swoją wiedzą. I tu czuję niedostyt. Chętnie bym popatrzył na jego treningi, metody itd.
Czesław Michniewicz został zaproszony na jedno ze zgrupowań...
No, Czesio miał to szczęście. Ja raz widziałem zajęcia Beenhakkera we Wronkach, później treningi były zamknięte.
Dewiza Beenhakkera, który twierdzi, że wygrasz mecz jeśli jesteś dłużej przy piłce, to banał...
Zależy kto taki banał wygłasza. Większość zawodników nie mówi po angielsku, słucha odprawy trenera Beenhakkera, patrzy na jego ekspresję, później słowa im ktoś tłumaczy i okazuje się, że to wszystko odnosi skutek. Świadczy to o tym, że osobowość trenera odgrywa tu nieprawdopodobną rolę. Byłem na tym meczu z Portugalią w Chorzowie i sam robiłem wielkie gały, że ci zawodnicy tak potrafią grać. Dla nas nigdy tak nie zagrali. Jedna rzecz jest też u Beenhakkera symptomatyczna. On zawsze gra w takim samym ustawieniu czy to z Armenią czy Portugalią. Konsekwencja w działaniu, nieuleganie presji mediów. Tak powinno być. Pewnie, że jest zawiść wśród trenerów, tym bardziej, że to Holender. Reprezentacji powinniśmy jednak kibicować wszyscy.
Wróćmy do Wisły. Sądzi pan, że jest sens ponawiania propozycji powrotu do Krakowa Macieja Żurawskiego? Jest kompletnie bez formy.
A pamięta pan ilu zawodników Wisły wiosną było bez formy? Nad formą można popracować.
W Krakowie odrodził się Kamil Kosowski. Na Zachodzie nic nie potrafił zwojować. Polską ligę od pozostałych europejskich dzieli aż taka przepaść?
Niestety, dokładnie tak jest. Sportowo jesteśmy bardzo słabą ligą. Bardzo słabą. Najlepsza weryfikacja to gra w europejskich pucharach.
Jak pan podchodzi do spotkania z Legią?
To będzie kapitalny mecz. Nigdy nie sądziłem, że będę w centrum wydarzeń przed takim spotkaniem. To jest marzenie. Pierwszy raz przeżywam taką sytuację i chciałbym nie zawieść.
Ma pan lepszą drużynę?
Mamy przewagę psycholigiczną. Wygraliśmy ostatnie mecze, jesteśmy liderem, gramy u siebie. To są nasze mocne atuty.
Osłabienia?
Tu remis. Nie zagrają kapitanowie. Głowacki był centralną postacią naszej defensywy, najbardziej newralgicznej formacji w drużynie. Vukovica trenerowi Urbanowi będzie znacznie łatwiej zastąpić. Zresztą robimy w drużynie zakłady o to, kto zagra za Serba jako defensywny pomocnik. Na razie wychodzi nam, że Rzeźniczak.
Kogo pan najbardziej ceni w Legii?
Piotra Gizę. Jak zmieni trochę mentalność piłkarską, będzie najlepszy.
Urban jest wytrawnym strategiem, pan również. W niedzielę mogą być piłkarskie szachy, zamiast porywającego meczu...
Legia nie może przegrać tego meczu, my mamy komfort. Dlatego mam nadzieję, że zagramy z polotem i bardzo ofensywnie. Tak, aby ludzie jeszcze po paru dniach wspominali akcje Kosowskiego czy Zieńczuka. Legia będzie ostrożna, ale kilka sytucji stworzy. Wyniku nie typuję, bo nie wypada.
Niedzielny hit piłkarskiej Orange Ekstraklasy pomiędzy Wisłą Kraków i Legią Warszawa będzie też pojedynkiem na ławkach trenerskich. Obie drużyny mają młodych szkoleniowców, którzy wprowadzają nowe trendy. Na ławce gospodarzy usiądzie Maciej Skorża a po przeciwnej stronie Jan Urban. "Koledzy ze środowiska odradzali mi pracę w Wiśle" - mówi Skorża w rozmowie z DZIENNIKIEM.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama