Oglądał pan w czwartek skrót meczu Crvenej Zvezdy Belgrad w Pucharze UEFA?
Oglądałem i to całe spotkanie, a nie tylko skróty. Kurcze, jakieś takie dziwne uczucie miałem, że to my powinniśmy tam być, to my powinniśmy gościć u siebie Bayern. Była przecież szansa wyeliminować Serbów... Tego Bayernu najbardziej mi żal, bo super by było zagrać w takim meczu.
Czego wam zabrakło? Wiary w siebie?
Powiedzmy sobie szczerze - zabrakło skuteczności w pierwszym meczu. Zwłaszcza mojej skuteczności. Gdybym wykorzystał choć jedną z tych sytuacji, które miałem, wszystko byłoby inaczej. A tak oni mieli dobry wynik z Polski i u siebie mogli zagrać spokojnie. Szkoda, bo widać, że gdy są zdenerwowani, to się mylą. Proszę spojrzeć na ich bramkarza - przeciwko nam łapał wszystko i choć nie był może jakąś wielką gwiazdą, to swoje zrobił. A z Bayernem zawalił przynajmniej dwa gole. Gdy się na to patrzy, to od razu wraca złość na samego siebie.
Bardzo pana stresuje ta nieskuteczność?
Pewnie, że czułbym się lepiej niż teraz, gdybym miał kilka bramek więcej na koncie. Moim celem, który postawiłem sobie przed sezonem, była walka o tytuł króla strzelców. I było to realne, bo powinienem zdobyć przynajmniej siedem goli, gdybym miał trochę więcej zimnej krwi. Oczywiście we wcześniejszych spotkaniach, gdy sytuacji miałem naprawdę dużo. Ostatnio martwi mnie to, że nie mam nawet okazji. Tak było nie tylko w sobotę na Widzewie, ale także wcześniej, gdy graliśmy z Lechem.
Pana brat Mieczysław ma podobne problemy. On w ŁKS nie strzelił ani jednej bramki, a sytuacji miał jeszcze więcej! Był na meczu z Widzewem?
Rozmawiamy o tym, ale nie mogę mu przecież nic doradzić, bo sam mam kłopot ze skutecznością. Recepta jest chyba taka sama jak dla mnie -- strzelić gola, przełamać się i dalej już samo wszystko się ułoży. A na meczu w Łodzi Mietka nie było. Był za to teść i żona, która pochodzi z tego miasta. Nie zobaczyli niestety mojej bramki, a jedynie ostry faul, po którym nadal nie mogę chodzić. W końcówce przeciwnik rozorał mi nogę.
Nie ma pan coś szczęścia do Widzewa.
To fakt, bo w trzech ostatnich meczach z nim Groclin zdobył tylko jeden punkt. W zeszłym sezonie przegraliśmy tu n początku rozgrywek, teraz w sytuacji, gdy mieliśmy iść do góry. Wydawało się, że w sobotę podłączymy się do czołówki, a tymczasem znów jesteśmy bliżej środka tabeli. I nadal nie wiemy, na co tak naprawdę nas stać, o co możemy powalczyć.
Macie silniejszy czy słabszy zespół niż w poprzednim sezonie?
Zobaczymy na koniec rozgrywek. Na pewno zimą potrzeba nam wzmocnień na kilku pozycjach. I na pewno trener Skorża wysoko zawiesił poprzeczkę tym poprzednim sezonem.
Lubił pan pracować ze Skorżą?
Bardzo, to znakomity fachowiec. On dał mi pewność siebie, postawił na mnie i zaufał. Wiele też nauczył, odbyliśmy masę rozmów indywidualnych. Gdyby nie trener Skorża, nie byłbym teraz tu, gdzie jestem, nie miał takich umiejętności. Nie chcę przez to powiedzieć, że trener Werner Liczka był wcześniej zły, ale... on pokazywał mi zmarnowane sytuacje i mówił, że jak nie strzelam, to nie gram. Sadzał na ławce. Wtedy było tak, że wchodziłem jako rezerwowy, strzeliłem gola i grałem w podstawowym składzie, a jak nie - znów wracałem na ławę. U Skorży miałem pewność, że mnie nie skreśli. To dodawało wiary, że jestem dobrym piłkarzem i stać mnie na wiele.
Dałby pan sobie radę za granicą? Podobno Crvena Zvezda jest gotowa zapłacić za pana milion euro, tak Serbom spodobała się pana gra.
Aż tyle? Ale przecież w czerwcu kończy mi sie kontrakt, więc tyle chyba nikt nie da. Ale podobno wart jesteś tyle, ile ktoś jest w stanie zapłacić... O tej Crvenie też słyszałem. Nikt osobiście ze mną prawdzie nie rozmawiał, ale wiem, że rozmawiają kluby. A prezes Drzymała obiecywał, że przy konkretnej ofercie nie będzie robił przeszkód... Cóż, zobaczymy jak to sie wszystko potoczy w grudniu, wtedy zacznie się ruch w interesie. Ja chciałbym odejść i spróbować sił za granicą, żebym potem za parę lat nie drapał się w głowę i nie zastanawiał, co mogłem osiągnąć, ale... najpierw musi być propozycja. Jeśli jej nie będzie, być może przedłużę kontrakt z Grodzisku.
Poradziłby pan sobie w dobrej lidze?
Teraz czuję się mocny, a jak odzyskam skuteczność będzie jeszcze lepiej. Więc odpowiedź brzmi: tak. Ale wyjazd może mnie zweryfikować. Gdybym wyjechał i nie dał sobie rady, pierwszy to przyznam. Wrócę, pochylę głowę i nie będę miał do nikogo pretensji.
Adrian Sikora to jeden z najlepszych napastników w polskiej lidze. Zawodnik Dyskobolii Grodzisk Wlkp. żałuje tylko, że jego drużynie nie udało się awansować do fazy grupowej Pucharu UEFA. "Tego Bayernu Monachium najbardziej mi żal, bo super by było zagrać w takim meczu" - opowiada DZIENNIKOWI.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama