Na mecz z Belgią powołany został tylko Matusiak, ale ma małe szanse na grę w pierwszej jedenastce. Wszyscy trzej piłkarze pochodzą z Łodzi i są wychowankami Mirosława Dawidowskiego. Pod jego wodzą zdobyli z ŁKS mistrzostwo Polski juniorów.

Później brylowali na boiskach Europy w młodzieżowych reprezentacjach, z którymi pracował Dawidowski. Dziś dyrektor sportowy SMS Łódź dalej śledzi ich kariery. I boleje, że nie rozwijają się one tak, jakby sobie tego życzył. "Na przejściu do Steauy, Porto i Palermo zyskali finansowo, ale stracili sportowo" - mówi Dawidowski.

W poprzednich klubach przecież źle nie mieli, gdyby w nich zostali, to byliby dziś pewniakami do wyjazdu na mistrzostwa Europy. Kiedy Golański występował w Koronie, a Matusiak w Bełchatowie, obaj byli etatowymi zawodnikami pierwszej jedenastki Beenhakkera. Mocno dobijał się do niej Kaźmierczak, wówczas piłkarz Boavisty. "Najpierw powinni ugruntować swoją pozycję w reprezentacji, a dopiero później myśleć o zmianie klubów" - podkreśla Dawidowski.

Wysokość kontraktu jest ważna, ale jeszcze ważniejsze jest, czy w nowym zespole będzie się miało szansę grać. Pieniędzy w futbolu jest tyle, że nie ma się co śpieszyć ? dodaje. Dawidowski nie wini jednak za złe decyzje swoich wychowanków. "Presja w środowisku na wyróżniajacych się piłkarzy, aby jak najszybciej wyjechali z Polski, jest olbrzymia" - mówi.

"Różnej maści menedżerowie roztaczają przed nimi wspaniałe perspektywy, a obchodzi ich tylko to, aby zarobić na transferze" - wyjaśnia. Przejście Matusiaka z Palermo do Heerenveen to zdaniem Dawidowskiego dobry krok. "Tam ma większe szanse na odbudowę formy" - uważa. "W gorszej sytuacji są <Golo> i <Kazik>, bo nie mają gdzie uciec. Ostatnio Wojtek Łobodziński zachwycał się, jakież to wspaniałe warunki ma w Porto <Kazik>. A ja się go zapytałem: I co z tego, skoro nie gra?" - zakończył Dawidowski.







Reklama