Tomaszewski uważa, że jedynym zadaniem, jakie Beernhakker powinien postawić piłkarzom, jest dbanie o zdrowie. "Zawodnicy muszą tylko uważać, żeby sobie nie zrobić krzywdy, bo wynik to sprawa drugorzędna. Niby pierwsze miejsce w grupie ma dać nam lepsze rozstawienie, ale kogo obchodzą jakieś tam koszyki... W piłkę wodną nie ma co grać!" - mówi Tomaszewski.
Każdemu kibicowi na myśl przychodzi rzecz jasna słynny "mecz na wodzie" z '74 roku, kiedy Polacy przegrali z 0:1 z reprezentacją Niemiec w mistrzostwach świata. Przed spotkaniem nad stadionem we Frankfurcie nad Menem przeszła ulewa, po której boisko nie nadawało się do gry. "Obydwa mecze łączy tylko zły stan murawy, więc nie można ich tak naprawdę porównywać. To był mecz o mistrzostwo. Tam grało się na 200%, a w Belgradzie nie oczekuję od piłkarzy więcej niż walki na 50%" - powiedział dziennikowi.pl Tomaszewski.
"Zagrajcie tanim kosztem, tak żeby sobie nic nie zrobić" - tak brzmiałaby odprawa przed meczem Serbią, gdyby selekcjonerem był Jan Tomaszewski. Zdaniem jednego z najlepszych bramkarzy w historii polskiej piłki, mecz na boisku w opłakanym stanie nie ma najmniejszego sensu. "Mogą być różne cyrki" - mówi dziennikowi.pl bohater z Wembley.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama