Autorzy książki twierdzą, że wymyślono sprytny sposób na oszukanie fiskusa, dzieląc tę kwotę na dwie części - czytamy w "Super Expressie".
Z jednej strony 500 tys. stanowiące odszkodowanie oficjalne, a z drugiej wymyślna umowa zawarta między klubem a graczem, w myśl której Świerczewski miał dostać 411 tys., a OM miał w zamian "korzystać z wiedzy i osobistego oddziaływania, jakie piłkarz ma w świecie futbolu zawodowego w Polsce i sąsiednich krajach, aby móc poszerzyć swe perspektywy werbunku, współpracy i wymiany" - tak w oryginale miał wyglądać zapis w kontrakcie, pozwalający uwolnić się od obciążeń podatkowych - pisze "Super Express".
"Ta cała historia to zwykłe głupoty" - komentuje rewelacje "Świr". "Kwota się zgadza, za zerwanie kontraktu klub wypłacił mi prawie milion euro odszkodowania, ale dostałem po prostu jeden czek na tę kwotę i żadnego rozbijania sumy i podpisywania lewych umów nie było" - tłumaczy piłkarz.