Rząd przyjął ustawę o sporcie, teraz zostanie ona skierowana do sejmu. Po co w ogóle nam specjalna ustawa? W takich krajach jak Wielka Brytania, Niemcy czy Holandia w ogóle niczego takiego nie ma. Sport funkcjonuje według ogólnego prawa...

Reklama

Adam Giersz: Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, gdzie mamy obecnie dwie ustawy: o kulturze fizycznej i o sporcie kwalifikowanym. Za cel postawiliśmy sobie ograniczenie tych regulacji, zmniejszenie ingerencji państwa w związki sportowe. Te, które zostawiliśmy, mają wyłącznie służyć rozwojowi sportu.

Dlaczego nie poszliście dalej i nie zlikwidowaliście ustawy całkowicie?

Bo dzięki obecnym ustawom sport ma jednak wiele przywilejów, które postanowiliśmy zachować. Takie jak stypendia, wynagrodzenie dla medalistów olimpijskich czy opieka medyczna dla członków kadry olimpijskiej. Poza tym chcieliśmy zapisać w ustawie wspieranie sportu przez samorządy terytorialne. To jest jedna z najważniejszych spraw. W ten sposób kluby będą miały szansę się umocnić, poszerzą się ich możliwości finansowe. Według naszej propozycji miasta mogą być udziałowcem spółek akcyjnych, które tworzą kluby. Dotychczas miasta, które chciały finansować dany klub, musiały obchodzić przepisy i szukać jakichś dróg okrężnych.

Nie widzi pan niebezpieczeństwa, że pieniądze miasta, czyli podatników, pośrednio przez kluby mogą trafiać do prywatnych inwestorów, współakcjonariuszy, którzy będą generować zyski i wcale nie zainwestują ich w sport?

Nie, bo wykorzystamy zapis, że podmioty finansowane z pieniędzy publicznych nie mogą działać dla osiągnięcia zysku. Dotacja może być przeznaczona na sport, sprzęt sportowy, realizację programu szkolenia czy pokrycie kosztów korzystania z obiektów sportowych.

Czy projekt ustawy reguluje działalność związków sportowych?

Reklama

Przede wszystkim zakres nadzoru państwa nad związkami sportowymi się zmniejszy. Kontrolowana będzie tylko zgodność działalności z prawem i statutem. A nie tak, jak jest obecnie, czyli także decyzji regulaminowych i dyscyplinarnych. Liczbę związków sportowych ograniczymy mniej więcej o 14. Przyjęliśmy zasadę: jedna federacja w jednej dyscyplinie. Jeden PZPN, jeden PZKosz itd. Uregulujemy także system licencyjny. Jeśli związek uzna, że jakiś klub nie zasługuje na licencję, to miejscem, do którego będzie się można odwołać, zostanie trybunał arbitrażowy przy PKOl. Dotychczas ten trybunał rozstrzygał wszystkie spory z wyjątkiem tych o licencje, którymi zajmuje się sąd administracyjny. Dzięki tej zmianie nie będzie trzeba czekać na decyzje po kilka lat, co zupełnie zakłóca rozgrywki.

Ale szybko podjęta decyzja przez trybunał arbitrażowy, który nie zawsze składa się z wybitnych ekspertów, jest obarczona ogromnym ryzykiem, że nie będzie sprawiedliwa...

Przyjęliśmy w tym przypadku zasadę idącą z duchem sportu. Tak jak na boisku. Sędzia może się pomylić, ale podejmuje decyzję szybko i jest ona nieodwołalna. Ryzyko błędu sędziego jest wkalkulowane w sport. Trybunał będzie miał tylko 30 dni na rozpatrzenia odwołania. A prezesi poszczególnych związków powinni mieć zaufanie do tego ciała, bo przecież to oni wybierają sędziów trybunału.

Proponujecie jakieś zaostrzone przepisy w walce z korupcją?

Uzupełnimy kodeks karny o nowy rozdział. Chcemy karania za czyny korupcyjne nawet do dziesięciu lat więzienia. Tak, aby kary były w świecie sportu tak samo surowe jak na przykład dla skorumpowanych urzędników państwowych. Rozszerzamy karanie za korupcję także o udział w zakładach bukmacherskich. Nie zawsze przecież zawodnicy kupują mecz po to tylko, aby zdobyć punkty, ale także obstawiają wyniki u bukmacherów. Proponujemy też zaostrzenia kar za doping do dwóch lat więzienia, ale tylko za podawanie niedozwolonych substancji małoletnim lub bez wiedzy sportowca.

Kiedy ustawa wejdzie w życie?

Jeśli wszystko dobrze pójdzie, może ona zacząć obowiązywać już od stycznia przyszłego roku.