Pomocnik reprezentacji kraju Sławomir Peszko chciałby, żeby jego pokolenie wyciągnęło polski futbol z kryzysu. Jednak uważa, że sami młodzi piłkarze nie dadzą rady. Potrzebne jest wsparcie starszych zawodników.

W środę biało-czerwoni przegrali na ośnieżonym boisku w Chorzowie 0:1 ze Słowacją, kończąc w ten sposób bardzo nieudane eliminacje mistrzostw świata. Piłkarz Lecha Poznań ocenił, że za ostatni mecz kadra Stefana Majewskiego nie musi się wstydzić.

"Gdyby aura nie spłatała figla, wygralibyśmy ze Słowakami. Zmagaliśmy się głównie z pogodą, a nie z przeciwnikiem. Rzadko gra się w takich warunkach w październiku. Padający śnieg i śliska murawa miały ogromne znaczenie. Mimo to osiągnęliśmy przewagą, stworzyliśmy sporo sytuacji. W drugiej połowie rywale głównie wybijali piłkę na oślep, czasami tylko przekraczali linię środkową. Niestety, fakty są takie, że to oni wygrali i teraz mają powody do wielkiej radości" - powiedział Peszko.

Zaznaczył, że nie ma żadnych pretensji do strzelca samobójczej bramki Seweryna Gancarczyka. "Żal do niego? Za co? Nie tacy piłkarze i nie w takich meczach strzelali samobójcze gole. To się może zdarzyć każdemu".

Słowacy dzięki środowemu zwycięstwu po raz pierwszy w historii awansowali do finałów mistrzostw świata. Wyszli z grupy, w której przed eliminacjami za faworytów uchodzili Czesi i Polacy.

Ostatecznie to jednak drużyna Vladimira Weissa wywalczyła bezpośredni awans, a druga w tabeli Słowenia poszuka swojej szansy w listopadowych barażach.

"Uważam, że Słowacja nie była najsilniejszą drużyną tej grupy. Pamiętam choćby nasz ubiegłoroczny mecz w Bratysławie i pechową porażkę, podobnie jak teraz w Chorzowie. Gdyby eliminacje zaczęły się od nowa, Słowacy chyba nie odegraliby w nich głównej roli. Ale to oczywiście tylko gdybanie. Zajęli pierwsze miejsce, więc jadą na mundial" - przyznał Peszko.

24-letni zawodnik jest jednym z największych objawień polskiej ekstraklasy ostatnich miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że będzie również ważnym zawodnikiem w reprezentacji Polski budowanej z myślą o finałach Euro 2012.

"Chciałbym być przyszłością tej kadry. Do końca roku zostały dwa towarzyskie mecze. Trzeba się na nie zmobilizować i choć trochę zrekompensować kibicom ostatnie niepowodzenia" - podkreślił Peszko, przypominając jednak, że w ciągu najbliższych trzech lat kadrę czekają tylko towarzyskie sprawdziany.

"Aż do finałów Euro 2012 nie zagramy żadnego meczu o stawkę. Szkoda, bo będzie problem zmobilizować się w każdym spotkaniu i grać tak, jakby to był najważniejszy mecz w życiu. Najbliższe nie będą decydować o tym, jaka drużyna wybiegnie na boisko w 2012 roku, ale sami sobie sprawiliśmy ten problem" - powiedział.

"Czy moje pokolenie wyciągnie polską piłkę z kryzysu? Mam taką nadzieję, jednak samymi młodymi zawodnikami nie wygramy Euro 2012. Potrzeba kilku doświadczonych zawodników, choćby Mariusza Lewandowskiego czy kogoś ze starszych bramkarzy. Oni potrafią w odpowiednim momencie krzyknąć, zmobilizować drużynę. Wiedzą, kiedy podejść i poklepać po plecach albo kiedy zganić za jakieś złe zagranie. Nam, młodym, takie wsparcie jest bardzo potrzebne. Czy trener Majewski powinien zostać w reprezentacji? To niezręczne pytanie, poza tym jestem za krótko w kadrze, żeby się na ten temat wypowiadać" - zakończył Peszko.



















Reklama