Śląsk Wrocław - Lech Poznań 1:2 (1:1)

Bramki: 0:1 Sławomir Peszko (24-wolny), 1:1 Cristian Omar Diaz (45-karny), 1:2 Artjoms Rudnevs (51).

Reklama

Żółta kartka - Śląsk Wrocław: Sebastian Mila. Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski, Marcin Kikut, Kamil Drygas.

Sędzia: Adam Lyczmański (Bydgoszcz). Widzów 8 500.

Śląsk Wrocław: Marian Kelemen - Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Amir Spahić, Krzysztof Wołczek - Piotr Ćwielong (68. Łukasz Madej), Przemysław Kaźmierczak, Sebastian Mila, Waldemar Sobota (68. Marek Gancarczyk) - Cristian Omar Diaz, Tomasz Szewczuk (82. Łukasz Gikiewicz).

Reklama

Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Marcin Kikut, Grzegorz Wojtkowiak, Manuel Arboleda, Luis Henriquez - Sławomir Peszko (78. Jakub Wilk), Ivan Djurdjević, Dimitrije Injac (84. Kamil Drygas), Semir Stilić, Siergiej Kriwiec - Artjoms Rudnevs (71. Artur Wichniarek).

Początek spotkania należał do wrocławian, którzy już w dziewiątej minucie mogli prowadzić. Waldemar Sobota minął na prawej stronie Panamczyka Luisa Henriqueza, ale mając przed sobą tylko bramkarza minimalnie przestrzelił. Lech swoje akcje rozgrywał długo, ale bez pomysłu.

Reklama

Na gola kibice musieli czekać aż do 24. minuty, ale gdy już padł, bez wątpienia może aspirować do tytułu bramki kolejki. Po faulu na Kolumbijczyku Manuelu Arboledzie Sławomir Peszko ustawił piłkę trzydzieści metrów od bramki i mocnym strzałem z rzutu wolnego pod poprzeczkę wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Piłka szybowała tak szybko, wirując przy tym w powietrzu, że bramkarz Śląska nie zdążył nawet zareagować.



Śląsk wyrównał jeszcze przed przerwą. W 45. minucie w polu karnym gości Henriquez zagrał piłkę ręką, sędzia wskazał na rzut karny, który na bramkę zamienił Argentyńczyk Cristian Diaz. Nie był to jednak koniec emocji. Minutę później Semir Stilic trafił w słupek, a po chwili także do bramki, ale sędzia dopatrzył się spalonego i gol nie został uznany. Ta sytuacja tak zdenerwowała trenera gości, że po gwizdku kończącym pierwszą odsłonę wybiegł do sędziego na środek boiska, a drugą... oglądał już z trybun.

Lech cofnął się na własną połowę i szansy na zdobycie bramki szukał w kontratakach. Po jednym z nich Łotysz Artjoms Rudnevs wykorzystał błąd słowackiego bramkarza wrocławian i zdobył drugą bramkę. Odpowiedź Śląska była błyskawiczna. W dużym zamieszaniu w polu karnym gości Krzysztof Wołczek z sześciu metrów uderzył mocno, ale prosto w dobrze ustawionego Krzysztofa Kotorowskiego.

Od tego momentu gra się wyrównała. Oba zespoły stworzyły sobie jeszcze kilka dogodnych sytuacji, ale wynik nie uległ już zmianie, mimo że mecz został przedłużony aż o sześć minut.