Gole to sól futbolu. To dla nich kibice przychodzą na stadiony, płacąc za bilety. Nic dziwnego, że w ligach zagranicznych, w których co tydzień pada mnóstwo bramek, areny piłkarskie wypełniają się po brzegi. W ekstraklasie frekwencja leci natomiast na łeb na szyję. Powód wydaje się oczywisty. Średnia wynosi nieco ponad dwa gole na mecz, a gra w wykonaniu ligowców jest coraz mniej atrakcyjna dla oka.
Są kluby, które rzeczywiście tracą tych kibiców. Trzeba walczyć o każdego fana, a można go przyciągnąć tylko dobrą grą i golami. Polski kibic jest też wybrednym kibicem, tym bardziej kiedy w weekend ogląda w telewizji czołowe ligi zagraniczne - wyjaśnia w rozmowie z "Faktem" Radosław Gilewicz, były reprezentant Polski.
Innym powodem małej liczby bramek na naszym ligowym podwórku jest dość zachowawcza i ostrożna gra drużyn z czołówki. Dla nich nie liczy się liczba zdobytych bramek, a po prostu kolejne trzy punkty.
Nie spodziewałem się fajerwerków po tej rundzie rewanżowej. Drużyny dużo kalkulują, bo te punkty są bardzo ważne. Chcielibyśmy więcej bramek, ale na ich brak składa się kilka przyczyn. Trenerzy zbyt łatwo i często są zwalniani, a to sprawia, że grają bezpiecznie, boją się pozwolić swoim zespołom na otwartą piłkę, nie eksperymentują - dodaje.
Niestety i tak głównym powodem tak kiepskich wyników bramkowych jest po prostu słabość ekstraklasy. Jak najbardziej liczba goli świadczy o sile ligi czy jej jakości, bo przecież jakość samych piłkarzy przekłada się też na bramki - kończy Gilewicz.
Liderzy lig europejskich:
Hiszpania – Real Madryt: 100 goli w 30 meczach
Holandia – Ajax Amsterdam: 76 goli w 28 meczach
Anglia – Manchester United: 74 gole w 31 meczach
Niemcy – Borussia Dortmund: 63 gole w 28 meczach
Belgia – Anderlecht Bruksela: 62 gole w 31 meczach
Włochy – AC Milan: 60 goli w 30 meczach
Portugalia – FC Porto: 56 goli w 25 meczach