Po ostatnim gwizdku sędziego Pawła Raczkowskiego grupa kibiców przeskoczyła przez płot od strony boiska rezerwowego i biegła w stronę budynku szatni, do którego udawali się piłkarze. Drogę zablokowały im służby ochraniające mecz. Doszło do starć. Ochroniarze użyli gazu łzawiącego. Na pomoc wezwana została policja. Pod szatnię udały się trzy radiowozy pełne policjantów uzbrojonych w tarcze, kaski i pałki. Zatrzymano kilku najbardziej krewkich uczestników zajść. Jednemu z nich na miejscu pogotowie udzieliło pomocy medycznej.
Gdy sytuacja się nieco uspokoiła, do kibiców wyszedł kapitan Pogoni Adam Frączczak.
Faktycznie rozmawiałem tylko z jednym z kibiców. Sytuacja była już pod kontrolą. Nie dziwię się fanom, że są wściekli na naszą grę i wyniki jakie osiągamy. Nie możemy zwiesić głów. Musimy zrobić wszystko, by odmienić sytuację – przyznał napastnik "Portowców" kilkadziesiąt minut później.
Już po porażce w poprzednim meczu z Cracovią (0:3) w mediach społecznościowych znalazły się wpisy ostrzegające piłkarzy, że kibice będą na nich czekali pod szatnią. Ostatecznie zawodników przywitał jedynie wulgarny transparent. Jednak w ciągu tygodnia poprzedzającego mecz z Bruk-Betem okolice boisk treningowych Pogoni były z większą niż wcześniej pieczołowitością patrolowane przez policjantów.
Nigdy wcześniej w swej karierze nie pracowałem w takich warunkach, jak teraz – przyznał na pomeczowej konferencji trener Maciej Skorża, który idąc na nią przeszedł obok kordonu uzbrojonych policjantów zabezpieczających dostęp do szatni.