Na stadionie przy ul. Bułgarskiej dawno już nie było takich tłumów. W piątkowy wieczór na trybunach zasiadło 26890 widzów, co jest najlepszy wynikiem w Poznaniu od ponad dwóch lat – w sierpniu w 2019 roku ponad 33 tysiące kibiców obejrzało pojedynek Lecha ze Śląskiem Wrocław. W stolicy Wielkopolski padł też rekord frekwencji w tym sezonie w ekstraklasie.

Reklama

Na swój sektor wrócili także ci najzagorzalsi fani "Kolejorza", którzy od początku sezonu bojkotowali mecze na własnym stadionie. Nie pojawiali się na trybunach, a co za tym, nie było zorganizowanego dopingu. Protest wymierzony był głównie w dyrektora sportowego klubu Tomasza Rząsę – kibice domagali się jego dymisji, ale ostatecznie zawiesili bojkot.

Podopieczni Macieja Skorży przeciwko czwartej w tabeli Wiśle Kraków zagrali najlepsze spotkanie i wygrali aż 5:0. Bramkarz poznańskiej drużyny Filip Bednarek mecz porównał do pojedynku bokserskiego.

"W tym meczu było trochę jak w ringu. Jak podejmiesz inicjatywę, pierwszy zaatakujesz i sprowadzisz przeciwnika do obrony, to ty po prostu dominujesz i ty kierujesz grą. Ten nasz lewy prosty dobrze działał i trzymaliśmy ich na dystansie. W odpowiednim momencie zaatakowaliśmy prawym sierpowym. Przy 3:0 złapaliśmy luz i pokazaliśmy prawdziwą jakość, na jaką nas stać. Kibice na trybunach będą wspominać to spotkanie jako piękne wydarzenie, bo i wynik efektowny i cała oprawa również" – mówił po spotkaniu.

Lechici po ośmiu kolejkach mają 18 punktów, wygrali pięć meczów i trzy zremisowali. Bednarek na razie tonuje hurraoptymistyczne nastroje.

"To jest kolejny przystanek na drodze lokomotywy. Po ośmiu meczach nie wygrywa się mistrzostwa, to jest kolejny etap. Puchary rozdaje się w kwietniu i maju, a nie wrześniu"” – podkreślił Bednarek.

28-letni golkiper niespodziewanie pojawił się między słupkami poznańskiej bramki; w 23. minucie musiał zastąpić kontuzjowanego Mickey’a van der Harta.

"Przed meczem obaj bramkarze się rozgrzewają, muszą się być gotowi na strzały. Jeszcze ostatnie poty się suszyły, więc byłem jak najbardziej przygotowany. Koledzy często się śmieją, że wychodzą na boisko na +galowo+ ubrany, czyli jak bym miał zagrać w pierwszym składzie. I teraz to jest takie zwieńczenie tej mojej dyscypliny, że zawsze się ubieram tak, jakbym miał zagrać. Miałem wewnętrzny spokój, nie musiałem na szybko szukać koszulki, ochraniaczy, zdjąłem tylko bluzę i wszedłem na boisko" – tłumaczył.

Bednarek gra drugi sezon w Lechu, ale też dopiero teraz mógł poczuć prawdziwą atmosferę spotkań przy Bułgarskiej.

Reklama

"Parę razy ciarki pojawiły się na moim ciele i kilka momentów wzruszenia. Każdy z nas ciężko pracuje dla takich momentów. Dla mnie był to pierwszy mecz w tym sezonie, pełen stadion, wrócili na trybuny kibice, którzy nas dopingują. Po takim trudnym sezonie, gdzie graliśmy bez naszych fanów, to jest coś wspaniałego. Przy pustych trybunach czasami ciężko było utrzymać koncentrację podczas meczu, tutaj nie potrzeba motywacji i widzimy w końcu dla kogo gramy" – podsumował.

To jednak nie Bednarek był bohaterem piątkowego meczu. Przeciwko Wiśle zadebiutował portugalski obrońca Pedro Rebocho, który już w swoim pierwszym meczu strzelił bramkę i zanotował asystę.

"Dla mnie to był świetny debiut, zaliczyłem asystę i strzeliłem bramkę. To mój pierwszy gol w profesjonalnej karierze, ale wiem jeszcze, że przede mną jeszcze sporo pracy. Muszę podziękować wszystkim kibicom za wsparcie i doping, Było ich naprawdę słychać i mieli duży udział w naszym zwycięstwie. Byłem na trybunach podczas wcześniejszego meczu, nie było tych kibiców, którzy dopingują. A to jest coś fantastycznego dla piłkarza mieć takie wsparcie, zrobili wszystko, żebyśmy czuli się komfortowo" – powiedział Rebocho.

W następnej kolejce lechici w piątek zagrają na wyjeździe z Jagiellonią Białystok.