Real i Barcelona łącznie 13-krotnie, odpowiednio dziewięć i cztery, sięgnęły po Puchar Europy, ale jeszcze nigdy nie rywalizowały w finale. Teraz, by doszło do bezpośredniego starcia w decydującym meczu, wystarczy im pokonać jednego przeciwnika.

Siła obu hiszpańskich drużyn i dokonania w tym sezonie każą w nich upatrywać faworytów półfinałów, ale nie brakuje też przesłanek, że zadanie czeka ich trudne.

Reklama

"Doszliśmy do ściany. Albo ją rozbijemy, albo się od niej odbijemy. Wszystko albo nic" - tak opisał sytuację niemieckiej drużyny przed starciem z Realem jej piłkarz Bastian Schweinsteiger, który największe szanse widzi w nastawieniu psychicznym.

"Mentalność zwycięzców zawsze była znakiem firmowym Bayernu. Rzadko kiedy jednak czekał ją tak trudny egzamin" - dodał.

Historia rywalizacji obu zespołów w PE bądź LM jest długa, a statystyki przemawiają za... Bawarczykami. Z 18 spotkań wygrali oni 10, sześciokrotnie lepsi byli "Królewscy" i zanotowano dwa remisy.

"Dokonania Bayernu, znamienita przeszłość to są elementy, które każą nam przystąpić do gry z największym szacunkiem wobec rywala" - zaznaczył dyrektor sportowy Realu Emilio Butragueno.

Pierwszy raz zmierzyły się w półfinale PE w sezonie 1975/76. Roberto Martinez z Realu doznał złamania nosa po zderzeniu z bramkarzem gości Seppem Maierem, a później fan, zwany szaleńcem z Bernabeu, przeskoczył przez płot, zaatakował sędziego i Gerda Muellera. Powstrzymał go dopiero Maier.

Reklama

11 lat później znowu lepszy okazał się Bayern, ale do historii przeszło zachowanie Juanito, który najpierw naskoczył nogą na leżącego na ziemi Lothara Mattheausa, a następnie nadepnął korkami na twarz Niemca. Hiszpan, który w 1992 roku zginął w wypadku samochodowym, został zdyskwalifikowany na... pięć meczów.

Z kolei w 1998 roku do szóstego w historii triumfu w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach w Europie doprowadził Real Jupp Heynckes, który we wtorek zasiądzie na ławce trenerskiej... gospodarzy.

W tym sezonie Bayern wygrał wszystkie mecze LM na własnym stadionie, a jego bilans bramkowy to 17-3. Z kolei zespół trenera Jose Mourinho w tej edycji Champions League wygrał 9 z 10 spotkań i pozostaje niepokonany. W Niemczech potrafił jednak zwyciężyć raz, a grał w tym kraju już 22-krotnie.

"Mamy piłkarzy, którzy wszędzie i zawsze mogą zdobywać gole, a możliwości Cristiano Ronaldo są niewyczerpane" - zaznaczył brazylijski obrońca Realu Marcelo, a Xabi Alonso podkreślił, że o rywalu wiedzą wszystko. "Bayern ma wielki potencjał w ataku, ale postaramy się nie dopuścić go pod własną bramkę" - dodał.

Jako niepokonana w LM do środowego meczu w Londynie z Chelsea przystąpi też Barcelona. Ma ona szansę zostać pierwszą w historii drużyną, która obroni trofeum w tych rozgrywkach. Będzie to 13. w historii potyczka obu zespołów, a bilans dotychczasowych jest minimalnie korzystniejszy dla "Dumy Katalonii".

Anglia to jednak nie jest miejsce, gdzie jej piłkarze czują się dobrze. Wygrali tam tylko sześć z 30 meczów. Z kolei Chelsea w półfinale PE cztery razy trafiła na drużyny z Hiszpanii i za każdym razem była słabsza.

"Sezon zbliża się do końca, a my wciąż mamy szansę na trzy wielkie trofea. Ta świadomość jest źródłem naszej siły" - przyznał trener Barcelony Josep Guardiola.

Nie byłoby jednak sukcesów tej drużyny bez Lionela Messiego. W LM zdobył już 14 goli i ustanowił rekord rozgrywek. Łącznie w sezonie pokonał bramkarzy rywali już 63 razy.

"Mamy do wyrównania porachunki z Barceloną, a nie z Messim. Z takim założeniem wyjdziemy na boisko. Nie będziemy faworytem, ale zapewniam, że rywali czeka trudna przeprawa" - powiedział pomocnik "The Blues" Frank Lampard.

Miał na myśli zapewne półfinałową rywalizację z 2009 roku, kiedy piłkarze Chelsea mieli olbrzymie pretensje do norweskiego arbitra Henninga Oevrebo za niepodyktowanie kilku rzutów karnych, a awans do finału w doliczonym przez niego czasie gry odebrał im pięknym strzałem (na 1:1) Andres Iniesta.