Przystępowaliśmy do tego dwumeczu z nadzieją i wiarą na awans do kolejnej rundy, co zapewni nam cel minimum, jakim jest udział w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy. Ten dzisiaj za nami. Wszystkim zawodnikom, ludziom z mojego otoczenia, osobom z klubu, którzy pomagają nam w wielu rzeczach spadł kamień z serca. Mamy fazę grupową europejskich pucharów, tego chcieliśmy i co od dłuższego czasu nie miało w Legii miejsca - mówił Michniewicz..

Reklama

Starałem się nie wywierać dodatkowej presji na zawodnikach, bo oni już byli za bardzo skoncentrowani, nawet za bardzo. Dlatego nie zagraliśmy olśniewająco, w wielu momentach łatwiej grało się nam się w poprzedniej rundzie z Bodoe, gdyż to Norwegowie uważani byli za faworyta. Zawodnicy Flory szukali prostych środków, długiego podania od bramkarza lub stopera za plecy naszych obrońców. Tam toczyła się walka na trzydziestym metrze. Był albo faul, albo zbiórka drugiej piłki. Momentami łapaliśmy trochę luzu, zaczynaliśmy wymieniać podania i tych bramek mogło paść więcej - dodał.

Gratulacje dla zawodników, że podołali zadaniu. Na razie nic wielkiego nie pokazaliśmy. Nasze marzenia sięgają dalej i będziemy o nie walczyć za tydzień w Zagrzebiu - podkreślił trener Legii..

Reklama

Przed każdym meczem rozmawiam z Arturem Borucem i oczekuję od niego ekspresji i pobudzania zawodników. Początek nie był dla nas udany i mogliśmy słyszeć Artura, ale mi się to podoba. Kiedy Artur tak się zachowuje, zawodnicy reagują i zaczynają wykonywać swoją pracę lepiej - zaznaczył.

"Bramka nie padła ze spalonego"

Trudno pogodzić się z tym wynikiem i porażką, bo byliśmy bardzo blisko. Legia jest bardziej klasowym zespołem, choć tego nie pokazała dzisiaj na boisku. Oglądałem na wideo naszego gola, uważam, że padł prawidłowo. Nie było spalonego, bo piłkarze stali w tej samej linii. Gdyby ta bramka została uznana, mecz potoczyłby się inaczej. To był decydujący moment - powiedział Juergen Henn, trener Flory.