Madryt nie zaśnie. Piłkarze Realu w finale Ligi Mistrzów rozegranym na stadionie Wembley w Londynie pokonali Borussię Dortmund 2:0. Gole dla "Królewskich" strzelili Dani Carvajal i Vinicius Junior.

Real w finale rozgrywek o najcenniejsze trofeum w klubowej piłce wystąpił już po raz 18. Piętnaście z nich rozstrzygnął na swoją korzyść i jest absolutnym rekordzistą pod tym względem na Starym Kontynencie.

Borussia nie może się równać z taką kolekcją sukcesów. W finale najbardziej prestiżowych rozgrywek grała się po raz trzeci, a jedyny triumf zanotowała w 1997 roku. Natomiast w 2013, w składzie z Robertem Lewandowskim, Jakubem Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem, uległa na... Wembley Bayernowi Monachium 1:2.

Do przerwy bez goli

Reklama

W sobotę musiała uznać wyższość "Królewskich". Piłkarze BVB w przekroju całego meczu stworzyli sobie więcej okazji do strzelenia gola.

Borussia przeważała zwłaszcza w pierwszej połowie. Przed przerwą Real przed stratą bramki uratował słupek, a tuż po niej Thibaut Courtois.

Zmarnowane sytuacje zemściły się na Borussii

W drugiej części meczu sprawdziło się jednak stare piłkarskie powiedzenie, że "niewykorzystane sytuację się mszczą". Real z zimną krwią, jak rutynowany bokser wypunktował przeciwnika.

Najpierw w 74. minucie gola po rzucie rożnym strzelił Dani Carvajal.

Niecałe dziesięć minut później "Królewscy" podwyższyli na 2:0. Autorem drugiej brami dla ekipy ze stolicy Hiszpanii był Vinicius Junior.

Borussia do samego końca próbowała zdobyć kontaktowego gola, ale Real umiejętnie kontrolował wydarzenia na murawie.

Podopieczni Carlo Ancelottiego wygrali 2:0 i trofeum Ligi Mistrzów znów trafiło do Madrytu. 65-letni Włoch już po raz szósty poprowadził drużynę w finale Champions League. Pięciokrotnie cieszył się ze zwycięstwa - dwa razy z AC Milan (2003 i 2007) i trzy Realem (2014, 2022 i 2024). Przegrał tylko pamiętne spotkanie w Stambule w 2005 roku z Liverpoolem, kiedy Milan do przerwy prowadził już 3:0, ale ostatecznie po karnych, świetnie bronionych przez Jerzego Dudka, triumfowali piłkarze "The Reds".

Federico Valverde i Ian Maatsen / PAP/EPA / TOLGA AKMEN