Tak głębokiego kryzysu "The Reds" nie przechodzili jeszcze od czasu, kiedy trenerem został Niemiec Juergen Klopp, tj. od 2015 roku. W ostatnich ośmiu meczach odnieśli zaledwie dwa zwycięstwa, oba na wyjeździe: nad ostatnim w tabeli Premier League Sheffield United oraz nad RB Lipsk w Lidze Mistrzów (oba po 2:0).
Na Anfield byli niepokonani od 27 kwietnia 2017 roku do 21 stycznia br., kiedy ulegli Burnley 0:1. Ta porażka zapoczątkowała jednak fatalną serię. Liverpool nie wywalczył na tym stadionie ani jednego ligowego punktu także w kolejnych starciach z Brighton & Hove Albion, Manchesterem City, Evertonem (pierwsza porażka z lokalnym rywalem od 1999 roku na tym obiekcie), Chelsea Londyn i teraz z Fulham. W tych sześciu spotkaniach "The Reds" zdobyli zaledwie jedną bramkę.
W niedzielę najlepszą okazję do wyrównania miał w 80. minucie Sadio Mane, ale Senegalczyk nie trafił dobrze w piłkę głową.
Liverpool jest na siódmym miejscu z 43 punktami po 28 spotkaniach. Aby awansować do Champions League musi znaleźć się w czołowej czwórce (lub triumfować w trwającej edycji). Czwartą lokatę zajmuje obecnie Chelsea - 47 pkt po 27 meczach.
Fulham wciąż jest w strefie spadkowej z 26 punktami po 28 spotkaniach, ale są coraz bliżej bezpiecznej strefy - tuż przed nimi sklasyfikowane są ekipy Brighton - również 26 pkt i Newcastle United - 27. Oba te zespoły rozegrały po 27 meczów.