Jastrzębski Węgiel: Grzegorz Łomacz, Adam Nowik, Paweł Abramow, Igor Yudin, Patryk Czarnowski, Sebastian Pęcherz, Pawel Rusek (libero) oraz Benjamin Hardy, Pedro Azenha, Wojciech Sobala.

Jastrzębianie w swoim pierwszym meczu tej edycji Ligi Mistrzów dość niespodziewanie przegrali u siebie z zaatakowanym wirusem świńskiej grypy Panathinaikosem Ateny 1:3. O jeszcze większą niespodziankę "postarali" się mistrzowie Włoch - doznali wyjazdowej porażki 0:3 z niemieckim VfB Friedrichshafen. Środowy mecz z polską ekipą był dla gospodarzy wyśmienitą okazją do rehabilitacji. I zespół z Piacenzy ją wykorzystał. Trener Jastrzębskiego Węgla Roberto Santilli mógł się cieszyć tylko z wizyty w ojczyźnie.

Reklama

Włosi stosowali bardzo agresywną, ryzykowną zagrywkę, co w końcowym rozrachunku im się opłaciło. Lepiej funkcjonował ich blok a w ataku jastrzębianie nie potrafili zatrzymać ani Hristo Zlatanova, ani Kubańczyka Leonela Marshalla. Podczas przerw szkoleniowiec gości apelował do swoich graczy, by zapomnieli o aktualnym wyniku, a pomyśleli tylko o wygraniu każdej kolejnej akcji. Niewiele to pomogło. Momentami jego podopieczni sprawiali wrażenie bezradnych.

A grający "na luzie" gospodarze w każdym secie powiększali przewagę punktową. Ich wygrana praktycznie nie była zagrożona. W połowie drugiej partii na parkiecie pojawił sie w zespole z Jastrzębia powracający do zdrowia po kontuzji barku Benjamin Hardy. Nerwowo na włoskiej ławce trenerskiej zrobiło się tylko w końcówce tego seta, kiedy Piacenza prowadziła 24:17 i straciła cztery kolejne punkty. Nie przeszkodziło to jednak Włochom w przekonującym zwycięstwie.