"Mecz z Kanadą, choć wygrany 3:0, pokazał, że biało-czerwonym brakuje jeszcze trochę do najwyższej formy. I dobrze, bo te najważniejsze spotkania przyjdą za jakiś czas i teraz nie można wystrzelać wszystkich naboi, tylko najmniejszym możliwym kosztem wygrywać" - ocenił Świderski. Przyznał, że sobotnia rywalizacja nie wzbudziła w nim większych emocji.

Reklama

"Nie było takiej potrzeby, żebym się denerwował. Polacy, może z wyjątkiem początkowej fazy drugiego seta, kiedy przegrywali już 3:8, kontrolowali grę. Cały czas widać było jednak spokój w zespole. Chłopaki wiedzą, co mają robić, jak grać, by rywala pokonać" - zaznaczył przyjmujący Zaksy Kędzierzyn-Koźle. Jak dodał, wygrana z Kanadą na pewno przybliżyła Polaków do awansu do drugiej fazy turnieju, ale o żadnych kalkulacjach nie ma mowy.

"Oni jeszcze nie są myślami w kolejnej rundzie mistrzostw. Przed nimi dwa bardzo ciężkie i ważne mecze. O specjalnym przegrywaniu nie ma mowy. Tylko wygranymi buduje się dobrą atmosferę i formę. Tutaj w dużej mierze chodzi też o aspekt psychologiczny" - powiedział PAP Świderski, który w Trieście zostanie do wtorku. Na kolejną rundę mundialu nie uda mu się już dotrzeć, wzywają go bowiem obowiązki klubowe.

"Już teraz były małe problemy ze zwolnieniem. Jest okres ciężkiego treningu i ładowania baterii. Każdy stracony dzień może się później odbić niekorzystnie na formie. Przyjechałem tu jednak z dzieciakami, które wygrały turniej Kindera. Dlatego mam nadzieję, że jakoś mnie to usprawiedliwia" - stwierdził z uśmiechem. Jak zaznaczył, nie mógł oglądać na spokojnie meczu z trybun, ponieważ ciągle był zaczepiany przez kibiców.

"Niewiele zobaczyłem. Miałem okazję postać chwilę przed halą i czułem się jak małpka. Ciągle słyszałem: >>o zobaczcie, Świderski stoi, może zrobić sobie z nim foto<<. Głupio mi było i szybko uciekłem. Jeszcze nie czuję się na tyle stary, żeby robić za pomnik czy maskotkę" - podkreślił.

W niedzielę o godz. 21.00 rywalem Polaków w drugim meczu MŚ będą Niemcy, którzy w sobotę ulegli Serbom 0:3.