Jastrzębski Węgiel: Grzegorz Łomacz, Adam Nowik, Lukas Divis, Bartosz Gawryszewski, Benjamin Hardy, Mitja Gasparini, Paweł Rusek (libero) oraz Łukasz Polański, Maciej Pawliński, Grzegorz Pająk, Mateusz Przybyła.

ACH: Dejan Vincić, Andrej Flajs, Alen Sket, Matevz Kamnik, Milan Rasić, Vid Jakopin, Daniel Lewis (libero) oraz Vlado Petković, Kay van Dijk, Adam Simac.

Reklama

Sędziowali: Wiktor Markow (Rosja), Gordan Vilimanovic (Serbia).

Trener gości Igor Kolaković (prowadzący też reprezentację Serbii) przed meczem upatrywał gospodarzy jako faworyta grupy, w której grają jeszcze Olympiakos Pireus i Budvanska Rivijera Budva (Czarnogóra). Środowy pojedynek nie dostarczył argumentów dla tej tezy.

Szkoleniowiec gospodarzy Igor Prielożny przypominał, że ACH w poprzednim sezonie występował w Final Four LM, choć przyznawał też, iż o tym rywalu wie najwięcej. Głównie dzięki grającemu obecnie w Jastrzębiu Słoweńcowi Mitji Gaspariniemu, mającemu za sobą występy w Bledzie. Dla śląskiej drużyny start w LM miał być odskocznią po niezbyt udanym początku w PlusLidze - pięć porażek w siedmiu kolejkach. Ten plan zawiódł.

Kiedy w pierwszym secie gospodarze prowadzili 11:7, a rywale popełniali sporo błędów, wydawało się, że Jastrzębski wygra "spokojnie". Tymczasem trener ACH wziął czas, zaczęły się problemy z przyjęciem u podopiecznych trenera Prielożnego i w efekcie Słoweńcy wyszli na prowadzenie 17:14, potem 20:16. Pościg gospodarzy był nieskuteczny.



Reklama

Końcówka zadecydowała też o wyniku drugiej partii. Jastrzębianie nie utrzymali nikłego prowadzenia. Nie skończyli kilku ataków, co skrupulatnie wykorzystali spokojnie grający przeciwnicy. I na zimno "wypunktowali" gospodarzy.

W trzecim secie jastrzębianie długo nie potrafili wyjść na prowadzenie. Udało im się dopiero po ataku Lukasa Divisa (16:15). Nadzieję było słychać w dopingu śląskich kibiców. Ucieszyli się jeszcze bardziej, gdy Słoweńcy pogubili się w ostatniej fazie seta i przegrali go.

Dobra passa wicemistrzów Polski trwała niemal do końca czwartej partii. Gospodarze prowadzili 20:17 i pozwolili rywalom doprowadzić do remisu 22:22. Spiker zachęcał kibiców, by wstali, jeśli wierzą w wygraną. Nie wszyscy wstali. I mieli rację. Co prawda drużyna ACH potrzebowała czterech piłek meczowych do końcowego sukcesu, ale dopięła swego. Decydujący punkt zdobył leciutką zagrywką Andrej Flajs.

"Nie mogę powiedzieć, że zespół zawiódł, choć z wyniku oczywiście nie możemy być zadowoleni. Nie ma czasu na poprawianie błędów, a musimy to zrobić. Nie możemy psuć tylu zagrywek (24). Podnieśliśmy się przegrywając 0:2, czwarty set mógł się skończyć inaczej. Gramy u siebie, zaś rywal zdobywa ostatni punkt taką zagrywką. Potrzebujemy pewności, a ta - przychodzi z wynikami" - podsumował trener Jastrzębskiego Węgla Igor Prielożny.