Andrzej Niemczyk wylicza dolegliwości, z którymi się zmaga: bark złamany po upadku na wilgotnym parkiecie, noga złamana w dwóch miejscach w czasie pobytu w szpitalu... - Muszę znowu iść do szpitala. Mam wodobrzusze, chemia zniszczyła mi wątrobę. Nie tylko ona, alkohol również. Sam alkohol wątroba wytrzymywała, ale w połączeniu z chemią już nie. No i trzeba cztery śruby z prawej nogi powykręcać i czeka mnie rehabilitacja - opowiada w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

Reklama

Przyznaje jednak, że bardzo boli go coś innego, a mianowicie podejście Polskiego Związku Piłki Siatkowej do okazywanej przez niego woli pracy przy szkoleniu kadry nauczycieli siatkówki. Niemczyk podkreśla, że choć szef Związku obiecywał mu pomoc w rozwiązaniu problemów finansowych, na słowach się skończyło. - W PZPS chciałem być człowiekiem, który szkoliłby nauczycieli. Zaczynałem do nauczania młodzieży, od 11-letnich dziewczyn w Łodzi. Co roku robiliśmy postęp, aż awansowaliśmy do I ligi i zdobyłem mistrzostwo Polski. Kilka reprezentantek kraju w tym klubie wychowałem. To samo było w Niemczech, Turcji. Tam do dziś są mi wdzięczni, że wyszkoliłem im tylu trenerów - wylicza swe zasługi. Jego inicjatywa rozbiła się jednak o stwierdzenie, że nie ma na to pieniędzy.

- Tam nie ma ani jednego człowieka, który wiedziałby, jak się robi siatkówkę - mówi Niemczyk i zapowiada, że będzie pisał książki. Od razu dodaje jednak, że nie da się w nich przekazać wszystkiego, dlatego znaczną część zdobywanej latami wiedzy zabierze do grobu.