Niedzielny sukces Polaków znalazł się nieco w cieniu zachowania ich trenera Heynena. Belg wzorem poprzedniego sezonu traktował LN jako poligon doświadczalny i możliwość sprawdzenia dużej liczby - zwłaszcza młodych - zawodników. Nie ukrywał - podobnie jak eksperci - że tak dobra gra podopiecznych i ich awans do Final Six były dla niego niespodzianką. Postanowił, że w czasie zmagań w Chicago podstawowi kadrowicze będą nadal przygotowywać się w Zakopanem do najważniejszych imprez sezonu - sierpniowego turnieju kwalifikacyjnego i wrześniowych mistrzostw Europy. Do USA polecieli zaś głównie siatkarze stanowiący zaplecze drużyny narodowej.

Reklama

W USA skazywani na pożarcie biało-czerwoni w fazie grupowej znów zaskoczyli, pokonując Brazylijczyków 3:2 i Irańczyków 3:1. Już przed półfinałem pojawiały się głosy, że Heynen chciał w piątek wracać do Zakopanego, ale ostatecznie poprowadził jeszcze drużynę w meczu z Rosją (1:3). Dzień później już go zabrakło.

Prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Jacek Kasprzyk w studiu Polsatu Sport przyznał, że szkoleniowiec od początku chciałby szybciej wrócić. Zaznaczył, że sam jest bardzo zaskoczony jego decyzją.

"Dlaczego te 24 godziny będą takie ważne z punktu widzenia przygotowań w Zakopanem? O to trzeba zapytać trenera. (...) Miał zostać do końca. Czy miał zgodę PZPS? Ze mną osobiście o tym nie rozmawiał. Natomiast z tego, co wiem, rozmawiał z dyrektorem pionu szkolenia i menedżerem reprezentacji" - zaznaczył szef federacji.

Dodał, że w środę zamierza się udać do Zakopanego, by wyjaśnić tę sprawę z Belgiem.

Reklama

W niedzielę tego ostatniego w roli głównego szkoleniowca zastąpił Jakub Bednaruk. Na postawę zawodników zamieszanie wokół Heynena nie wpłynęło w negatywny sposób. W porównaniu z nieudanym występem w sobotnim pojedynku ze "Sborną" w podstawowym składzie mistrzów świata doszło do jednej zmiany - na ataku zamiast Macieja Muzaja pojawił się Łukasz Kaczmarek. Siatkarz Zaksy Kędzierzyn-Koźle był pewnym punktem zespołu. Wraz z kolegami w szybkim tempie budował przewagę nad często mylącymi się "Canarinhos". Polacy często zatrzymywali blokiem gwiazdy rywali - Yoandy'ego Leala i Wallace'a De Souzę. Bezradny i zły był zaś prowadzący ekipę z Ameryki Południowej Renan dal Zotto.

Po szybko przegranym pierwszym secie w składzie Brazylijczyków doszło do kilku zmian. Na stałe na parkiecie zagościł m.in. jej podstawowy rozgrywający Bruno Rezende. Biało-czerwoni dalej przeważali, a tego dnia dobrze radził sobie mający wcześniej w Chicago wahania formy Bartosz Bednorz. Polacy za sprawą przestoju w końcówce nie oszczędzili jednak nerwów swoim kibicom. Przy stanie 23:23 pomylił się jeden z rywali, a partię zakończył skuteczny blok mistrzów globu.

W trzecim secie gra tych ostatnich również nieco falowała. Cenne punkty zdobył zagrywką Bartosz Kwolek. Wciąż ważnym elementem był też blok. Dzięki temu ostatniemu Polacy zdobyli 14 "oczek", a słabo spisujący rywale tylko cztery.

W poprzednim sezonie w pierwszej edycji LN biało-czerwoni zakończyli występ w Final Six na fazie grupowej. Rozgrywki te zastąpiły w kalendarzu FIVB Ligę Światową. W niej Polacy dwa razy stanęli na podium - siedem lat temu zwyciężyli, a rok wcześniej zajęli trzecie miejsce.

W zaplanowanym na godz. 1 w nocy czasu polskiego finale w Chicago zmierzą się ubiegłoroczni triumfatorzy Rosjanie i Amerykanie.

Polska - Brazylia 3:0 (25:17, 25:23, 25:21)
Polska: Marcin Komenda, Bartosz Kwolek, Norbert Huber, Łukasz Kaczmarek, Bartosz Bednorz, Karol Kłos, Jakub Popiwczak (libero) oraz Maciej Muzaj, Jędrzej Gruszczyński
Brazylia: Yoandy Leal, Lucas Saatkamp, Ricardo Lucarelli, Fernando Kreling, Wallace De Souza, Flavio Gualberto, Thales Hoss (libero) oraz Meique Nascimento (libero), Bruno Rezende, Mauricio Borges Silva, Alan Souza, Douglas Souza, Eder Carbonera