Szalpuk kontuzji doznał w trakcie tie-breaka wtorkowego spotkania w stolicy. Pechowo spadł na stopę klubowego kolegi Andrzeja Wrony i skręcił staw skokowy.

"Mam nadzieję, że nie jest to poważny uraz. Więcej będę mógł powiedzieć po badaniach. Liczę, że szybko wrócę na boisko" - zaznaczył przyjmujący, cytowany na stronie Vervy.

Reklama

W momencie, gdy doznał urazu, jego drużyna była na prowadzeniu. Po chwili jednak sytuacja podopiecznych trenera Andrei Anastasiego się skomplikowała i odniosła zwycięstwo dopiero po grze na przewagi 20:18. Wcześniej gospodarze także grali bardzo nierówno - w pierwszym secie rozgromili rywali 25:10, by przegrać dwie kolejne partie.

"Jestem za stary, żeby się dziwić takiemu przebiegowi meczu. Trochę niestety myślałem w głębi duszy, że jak zaczniemy za łatwo, to może się potem trochę rozluźnimy, a Nysa to zespół, który walczy. Pierwszego seta zagraliśmy wyśmienicie i... stanęliśmy. Myśleliśmy, że spotkanie samo się wygra. To cenne dwa punkty, bo śmierdziało zwycięstwem Stali nawet za trzy punkty" - podsumował Wrona.

Samokrytycyzm pojawił się m.in. u występującego na środku w stołecznej ekipie Piotra Nowakowskiego.

"Zaczęliśmy z wielkim przytupem, potem trochę nam zabrakło, ale też Nysa zaczęła lepiej grać. Naszymi błędami przegraliśmy dwa sety, też w nich uczestniczyłem i przez to jestem na siebie bardzo zły. Na szczęście dwa punkty zostają u nas i jest pierwsza wygrana w tym roku" - podkreślił.

Dwykrotny mistrz świata przyznał, że kontuzja Szalpuka sprawiła, iż pozostałym siatkarzom Vervy tym bardziej zależało na odniesieniu zwycięstwa.

"Na pewno przykro by nam było, gdyby on zszedł z kontuzją, a my byśmy jeszcze przegrali. Robiliśmy więc wszystko, żeby ten mecz wygrać, choć końcówka była naprawdę nerwowa. Arturowi należało się to, żebyśmy doprowadzili jednak do zwycięstwa. Bardzo byśmy się denerwowali na siebie, gdyby nie dość, że stracili jednego zawodnika na pewien okres czasu, to także kolejne punkty" - zaznaczył.

Reklama

Bartosz Kwolek ocenił, że warszawski zespół drugą odsłonę przegrał na własne życzenie.

"Parę kontr nie skończyliśmy, Nysa nas wypunktowała. Trzeci wyglądał podobnie. Cieszę się, że wyciągnęliśmy wnioski i następne partie wygraliśmy, bo każde punkty się liczą. Cieszę się również, że w gorszym momencie w tie-breaku się nie poddaliśmy, tylko walczyliśmy dalej, co przyniosło nam zwycięstwo" - analizował.

Przyjmujący stołecznej ekipy i reprezentacji Polski nie ukrywa, że jego zespół nie prezentuje jeszcze dobrej formy. Liczy on jednak, że zmieni się to już wkrótce.

"Wierzę w tę drużynę. Mam nadzieję, że wreszcie coś nam przeskoczy, odblokujemy się i ta gra będzie wyglądała coraz lepiej. Można poprawić wszystko, nie jestem fanem statystyk i nie powiem, jak to wygląda z tej perspektywy, ale tak czuję nawet z boiska. Trenujemy ciężko i mam nadzieję, że to przyniesie efekt i na najważniejsze mecze będziemy gotowi" - zakończył.

Verva kolejny mecz w PlusLidze rozegra w sobotę, kiedy podejmie Indykpol AZS Olsztyn.