Do igrzysk olimpijskich w Vancouver pozostały już niecałe cztery tygodnie, a przed narciarzami jeszcze dwa Puchary Świata, w rosyjskim Rybińsku i kanadyjskim Canmore. Justyna Kowalczyk, która prowadzi w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, żadnego z tych startów nie zamierza odpuszczać. A wyczerpany ostatnimi startami w Tour de Ski oraz chorobą organizm coraz częściej domaga się odpoczynku.
"Jestem naprawdę bardzo zmęczona" - powiedziała polska biegaczka po sobotnim zwycięskim biegu na dystansie 10 km klasykiem. "Miałam przeziębienie po Tour de Ski, nie sądziłam, że mogę tu wygrać" - dodała Kowalczyk. W niedzielę w półfinale w sprincie do awansu do najlepszej szóstki zabrakło kilku metrów. Po nieszczęśliwej kolizji tuż po starcie z Kanadyjką Darią Gajazową, mimo fantastycznej pogoni, znalazła się tylko w finale pocieszenia. Rodzi się jednak pytanie, czy ten błąd to był tylko czysty przypadek, czy może efekt zmęczenia?
W polskim zespole nikt nie dopuszcza nawet myśli, że forma Justyny mogła przyjść za wcześnie, i że podczas igrzysk zabraknie jej sił i świeżości, którą imponowała podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Libercu.
Przed rokiem jednak Polka sezon rozpoczęła znacznie spokojniej. Zajmowała miejsca w pierwszej trójce, nie schodziła poniżej dziesiątki, ale na zwycięstwo trzeba było czekać do połowy stycznia i startów w Kanadzie. Także w Tour de Ski biegaczka z Kasiny Wielkiej musiała się zadowolić czwartym miejscem.
Teraz forma przyszła wcześniej. Kroku dotrzymują jej tylko Słowenka Petra Majdić i Finka Aino-Kaisa Saarinen, druga i trzecia zawodniczka Pucharu Świata. Reszta rywalek oszczędza siły przed startem w Vancouver.
Szwedka Charlotte Kalla i Finka Virpi Kuitunen są zupełnie bez formy. W Otepaeae dobrze zaprezentowały się w końcu ostatnio prawie niewidoczne Norweżki, z Marit Bjoergen na czele. Zasłona dymna? Trener Wierietielny uspokaja: "Wszystko mamy z Justyną pod kontrolą".