"To było na ślimaku między autostradami. Doturlaliśmy się do położonej jakieś 100 metrów dalej stacji benzynowej" opowiadał Kruczek.
Dzięki temu, że na krętym odcinku trasy jechał powoli, nic poważnego się nie stało i cała sytuacja na szczęście skończyła się na strachu i opóźnieniu. Po zatrzymaniu okazało się, że z jednej opony ucieka powietrze. Pogiętą felgę przedniego prawego koła Polacy prowizorycznie wyklepali za pomocą pożyczonego od austriackiego kierowcy ciężarówki młotka.
Druga z uszkodzonych obręczy okazała się na tyle szczelna, że nie trzeba było jej naprawiać. Dalsza część podróży odbywała się jednak w ślimaczym tempie. Choć do celu zostało około 100 kilometrów, przejechanie tego odcinka w trudnych warunkach i z uszkodzonym kołem zajęło sporo czasu.
Przez to Polacy, którzy wyruszyli z kraju około godziny 14, na miejscu byli dopiero 6 godzin później.
Jeszcze później, dopiero pół godziny przed północą, do Liberca dotarł Adam Małysz. Podróżujący wspólnie ze swoim trenerem Hannu Lepistoe skoczek nie miał po drodze żadnych niebezpiecznych przygód, ale wyruszył na mistrzostwa kilka godzin po głównej części naszej reprezentacji z powodu treningu, jaki zaliczył jeszcze po południu w Szczyrku.