"Jestem zadowolony z występu w Oslo. Pojechałam tam po to aby zdobywać medale, o które coraz trudniej. Udało się go zdobyć w konkursie na <średniej> skoczni. Było go blisko na dużej, ale tam w sporej mierze o wynikach decydowały warunki pogodowe. Myślę, że wykonałem ponad 80 procent planu na te mistrzostwa" - powiedział po przylocie Małysz.

Reklama

Do realizacji planu zabrakło - według niego - przede wszystkim miejsca w pierwszej trójce w którymś z konkursów drużynowych.

W Norwegii - po zakończeniu rywalizacji skoczków na dużym obiekcie - zawodniki poinformował, że to jego ostatni sezon w karierze.

"Ja dużo wcześniej planowałem ją zakończyć - myślałem o tym jeszcze przed Igrzyskami Olimpijskimi w Vancouver. To nie była więc decyzja z dnia na dzień. Przygotowywałem się do niej długo, a po jej ogłoszeniu odczuwał pewną ulgę. Gdybym decyzję podjął szybko, to pewnie bym długo się potem zastanawiał czy uczyniłem słusznie" - dodał skoczek.

Małysz nie wyklucza, że po tym sezonie weźmie jeszcze narty i pójdzie na skocznię w Wiśle. Zapewnił jednak, iż nie wróci do skoków jako zawodnik: "nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki".

Małysz na lotnisku oświadczył, że obawia się o przyszłość polskich skoków narciarskich. "Mamy bardzo dużo uzdolnionej młodzieży. Jednak martwi mnie, że brakuje trenerów oraz odpowiedniego systemu szkolenia" - ocenił.

Podkreślił też, że do końca życia będzie wdzięczny kibicom za to jak go wspierali przez lata jego kariery. Z kolei odpowiadając na pytanie na co będzie mógł sobie wreszcie pozwolić nie będąc zawodnikiem - odpowiedział, że na jedzenie bez zwracania uwagi na odpowiednią dietę. Jego żona, Iza dodała, że już w niedzielę czeka go na obiad miła odmiana, ponieważ będzie podana m.in. jego ulubiona potrawa, kaczka.

Małysz, czterokrotny mistrz świata i czterokrotny medalista olimpijski w skokach narciarskich, startował w Pucharze Świata od 1996 roku. Czterokrotnie triumfował w klasyfikacji generalnej tego cyklu.