Polka w Zakopanem szlifuje swoją formę. Podczas treningu na COS-owskiej ścieżce nartorolkowej narciarka mknęła z prędkością 50-60 km/h, kiedy na kilkadziesiąt metrów przed sobą zobaczyła dziecko. Mimo krzyków dziecko nie zeszło z trasy. Kowalczyk nie widziała innego wyjścia i musiała skoczyć w krzaki, by nie doszło do zderzenia.
My w tych swoich dziwacznych ustrojstwach żadnych hamulców nie mamy. To nie tak jak na nartach, że się zapługuje, wejdzie ślizgiem, itd. Jedynym ratunkiem jest sus w las, czasem przy prędkości 50-60 km/h. Jak ja dziś, żeby tylko z jakimś dzieciaczkiem, spacerującym i nie reagującym na głośne krzyki, się nie zderzyć. Śpieszę napomknąć, że ściółka dobrze nawilżona, mięciutka i nawet smaczna ;) Trochę podrapana i obita z krzaków wyszłam, trochę zła, ale z ulgą. Nic się nikomu nie stało. Tym razem... A przecież są znaki zakazujące spacerów - pisze na swoim blogu Kowalczyk.