Podopieczne trenera Michaela Greisa ukończyły te zawody ostatecznie na siódmym miejscu, ale przez długi czas trzymały się w ścisłej czołówce. Rywalizację udanie rozpoczęła Kinga Zbylut, która jako jedyna w stawce nie musiała nawet raz dobierać amunicji.

Reklama

Mogę być z siebie bardzo zadowolona, bo na strzelnicy dałam z siebie sto procent i mogłam powalczyć na trasie z Jurłową (Rosjanką Jekateriną Jurłową-Percht - PAP), która też jest dobrą zawodniczką. To nie tylko sukces dla mnie, ale i dla całej drużyny - mówiła Zbylut.

Zmieniła ją Monika Hojnisz-Staręga, która pomyliła się tylko raz i awansowała na drugie miejsce. Z dziennikarzami rozmawiała tuż po tym, jak na trasę ruszyła ostatnia z Polek - Magdalena Gwizdoń.

Wiem, co ona teraz przeżywa i wiem, co przeżywała, gdy dowiedziała się, że pobiegnie na czwartej zmianie. Wiedziałam, że jak Kinga dobrze strzeli, to może się skończyć tak, że "odda tę sztafetę wysoko". Trochę mnie zaskoczyła, że jeszcze trochę "urwała" na tym ostatnim kole. Widziałam, że ją niesie, że wyprzedza, jest w stanie walczyć biegowo z tymi najlepszymi zawodniczkami - powiedziała Hojnisz-Staręga.

Spytana o to, jak to się stało, że po trzech zmianach, tj. 30 strzałach, Polki miały tylko dwa niecelne, żartowała: Może już limit wyczerpałyśmy wcześniej, zwłaszcza dziewczyny w biegu indywidualnym....

We wspomnianej rywalizacji na 15 km Hojnisz-Staręga była szósta, ale pozostałym Polkom zupełnie nie wyszło strzelanie. Zbylut miała siedem, a Żuk - dziesięć nietrafionych.

Wiatr cały czas tu "kręci", mimo że tego nie widać. Wcześniej dziewczyny borykały się z tym wiatrem, więc dostały nauczkę i już wiedzą, jak na niego reagować - analizowała najlepsza z Polek.

Reklama

W sobotę równie dobrze spisała się Żuk, która także tylko raz dobierała, a dobre tempo biegu pozwoliło jej zakończyć zmianę na pierwszej pozycji. Miała wówczas ponad 40 sekund przewagi nad najlepszą z rywalek.

Dając Magdzie zmianę aż się popłakałam ze wzruszenia. Emocje były tak duże, dawno nam się tak sztafeta nie poukładała. My jakoś dużo nie tracimy na trasie, ale zawsze brakowało nam tego dobrego strzelania - podkreśliła Żuk.

Ona sama wbiegała na trasę na drugiej pozycji. Spytana, o czym myślała ruszając na swoją zmianę, z uśmiechem odparła: Że zabiję koleżanki.

Byłam naprawdę zestresowana. Wiadomo, że nie jest łatwo wziąć zmianę na tak wysokiej lokacie, szczególnie w moim przypadku. Ja ostatnio niestety +kulałam+ z tym strzelaniem. Dzisiaj się poukładało, cieszę się niesamowicie. Ja się czułam, jakbym wygrała ten bieg. Zdobyłam wiele doświadczenia i myślę, że przekonałam kibiców, że my jednak potrafimy coś zrobić dobrego - dodała.

Gwizdoń miała wprawdzie dużą przewagę, ale na jej zmianie biegły też rywalki ze ścisłej czołówki, m.in. mająca dotychczas pięć medali we Włoszech Norweżka Marte Olsbu Roeiseland. To właśnie ona cieszyła się z czwartego już złota, a Polkę wyprzedziło też pięć innych rywalek. Gwizdoń przyznała jednak, że siódme miejsce przed startem "wzięłaby w ciemno".

Jak zobaczyłam wczoraj listę startową i jakie "charty" są na mojej zmianie, to spodziewałam się, że coś takiego może być. Ciężko z takimi walczyć. Jak ja byłam młodsza, to one musiały walczyć ze mną - mówiła z uśmiechem.

Zbylut, Żuk i Gwizdoń zakończyły już udział w mistrzostwach we włoskim Tyrolu Południowym. Jeszcze w sobotę wrócą do domu, ale nie na długo, bo 26 lutego rozpoczną udział w mistrzostwach Europy na Białorusi. Hojnisz-Staręga w niedzielę powalczy jeszcze o medal w biegu ze startu wspólnego, do którego pozostałe Polki się nie zakwalifikowały.