Shiffrin wywalczyła Kryształową Kulę w latach 2017-19. W poprzednim sezonie zajęła drugie miejsce, choć starty zakończyła już pod koniec stycznia. Najpierw zrobiła sobie przerwę z powodu niespodziewanej śmierci ojca w lutym, a plan powrotu w marcu pokrzyżowało jej odwołanie ostatnich zawodów ze względu na pandemię COVID-19.

Reklama

Starty wznowiła dopiero 21 listopada, po 300 dniach przerwy. W pierwszym ze slalomów w Levi zajęła drugie miejsce, dzień później była piąta. Potem znów odpoczywała od występów, ale tym razem krócej - w ten weekend ma zaprezentować się w Courchevel, gdzie czekają ją dwukrotne zmagania w slalomie gigancie.

Klasyfikacja generalna PŚ nie jest dla mnie teraz tematem. Muszę wyznaczać sobie realistyczne cele. Wciąż nadrabiam zaległości treningowe i nie mogę się równać z najlepszymi dziewczynami. Faworytkami są inne zawodniczki - zaznaczyła zdobywczyni trzech medali olimpijskich, w tym dwóch złotych.

To, że jak na razie wystąpiła tylko w dwóch zawodach w tym sezonie, wynika z kłopotów z plecami. 25-letnia Amerykanka ma świadomość, że rywalki nie ułatwią jej teraz zadania.

Petra Vlhova, Federica Brignone czy Michelle Gisin są wszechstronne i ambitne. To one są faworytkami, ja nie jestem jedną z nich - podkreśliła.

Zdobywczyni pięciu tytułów mistrzyni świata ma świadomość, że potrzebuje jeszcze sporo czasu, by wrócić do najlepszej formy. Przygotowań nie ułatwiła jej pandemia i związane z nią ograniczenia.

Normalnie miałabym za sobą 60 dni treningów na śniegu, a w tym roku było ich tylko 20. Może pod koniec sezonu znów będę się ścigać i zaufam sobie - nadmieniła.

Shiffrin przyznała też, że wciąż odczuwa stratę ojca. Zaznaczyła, że bez niego ma wrażenie jakby codziennie zaczynała wszystko od początku.