Zawodnik z Karpacza doznał pęknięcia rzepki po tym, jak z winy organizatorów podczas jego ślizgu zamknięta była jedna z bramek. Od tego czasu nie pojawił się na torze i skupiał się na treningach odbudowujących mięśnie lewej nogi. Środowy trening w Oberhofie dodał mu pewności siebie.
Oczywiście, że to przełomowy moment. Przed pierwszym ślizgiem był duży stres, ale później "wjechałem" w tor i poczułem, że nadal umiem jeździć na sankach. Ślizg nie był idealny, popełniłem kilka błędów, ale bez wielkich konsekwencji. Wszystko jest do odbudowania, prognozy są super - przekazał Sochowicz.
Dodał jednak, że wciąż brakuje mu sporo do formy sprzed wypadku.
Podczas ślizgu są obciążenia, których nie ma na co dzień, i wtedy kolano jeszcze "stroi fochy". Ale przyjmuję to ze spokojem, bo wciąż mam czas, żeby wdrapać się na wyższy poziom - podkreślił.
Igrzyska wciąż celem
W Yanqing uszkodzeniu uległ także jego sprzęt, który po naprawach wciąż nie jest idealnie ustawiony. Sochowicz nie rezygnuje jednak z marzeń o starcie w igrzyskach w Chinach, które odbędą się 4-20 lutego.
Nadal to jest mój cel, a gdybym przestał marzyć, to po prostu siedziałbym w domu i odpoczywał. W najbliższych dniach nadal będę trenował na torze w Oberhofie. Start w zawodach Pucharu Świata teoretycznie byłby możliwy, ale wolę nie ryzykować. Wciąż muszę odbudować pewność siebie, która po dzisiejszym dniu wprawdzie wzrosła, ale jeszcze nie jest na najwyższym poziomie - dodał saneczkarz.
Kwalifikacje na igrzyska w tej dyscyplinie już się zakończyły. Polska będzie mogła wystawić swojego reprezentanta w rywalizacji jedynek. Ostateczne decyzje zapadną w ciągu najbliższych kilku dni.