Tenisistki spędziły na korcie 40 minut. Trudno się oprzeć wrażeniu, że faktyczną przyczyną nieoczekiwanego końca meczu była całkowita bezradność Goworcowej wobec pewnej gry Polki.

"Im szybciej i łatwiej na początku Wielkiego Szlema, tym lepiej, zwłaszcza jak się czeka parę godzin. Nigdy nie wiadomo wtedy czy trenować, czy jeść, czy jechać do hotelu. Trudno coś zaplanować. Mimo to dzisiaj czułam się bardzo dobrze i nie mogę sobie nic zarzucić. A u rywalki widać było, że to nie jest jej nawierzchnia, bo słabo się poruszała po korcie" - oceniła Radwańska.

Reklama

"Czy miała faktycznie kontuzję, czy też odpuściła mecz, to trzeba już ją pytać, nie mnie. Nie ukrywam, że odliczając przerwę na pomoc medyczną, to grałyśmy dziś pół godziny, czyli tyle ile trenowałam w niedzielę. Zmęczona nie jestem, ale mecz to mecz, zawsze jest więcej adrenaliny i emocji. Nie narzekam jednak, bo jutro będę miała kolejny, więc nie straciłam zbyt wiele energii" - dodała Polka, która jest 11. w rankingu WTA Tour. Goworcową pokonała także przed rokiem na twardej nawierzchni w Tokio (6:2, 6:3).

Krakowianka skutecznie serwowała, rzadko myliła się w uderzeniach z głębi kortu, często zaskakiwała rywalkę dropszotami albo efektownymi minięciami, dobrze returnowała i cały czas miała inicjatywę. Popełniła dwa niewymuszone błędy przy 17 po stronie rywalki. Miała też przewagę w wygrywających zagraniach 15-5, asach serwisowych 3-1.

W czwartek na jej drodze stanie Czeszka Petra Cetkovska, z którą przegrała w lecie 2005 roku w finale turnieju ITF Gdynia Cup 3:6, 4:6.

"Trudno coś o niej powiedzieć, bo ma wzloty i upadki. Raz się pojawia, potem znika. Rzadko ją widzę" - stwierdziła Radwańska, której towarzyszy w Londynie kapitan reprezentacji Polski w rozgrywkach o Fed Cup Tomasz Wiktorowski, w zastępstwie ojca i trenera Roberta Radwańskiego.



Reklama

"Tata nie przylatuje, na razie. Zobaczymy jak pogram dalej i może się to zmieni. Na finał na pewno przyleci" - dodała z uśmiechem.

"To wcześniej umówione z Robertem zastępstwo, które ustaliliśmy już w marcu w Stanach Zjednoczonych. Zgodnie z tymi założeniami byłem z Agnieszką w ubiegłym tygodniu i towarzyszę jej teraz w Londynie, do przyjazdu jej ojca i trenera" - wyjaśnił Wiktorowski, który był z krakowianką również w Eastbourne, gdzie doszła w ubiegłym tygodniu do półfinału.

"Trudno cokolwiek powiedzieć o tak krótkim meczu, w którym niewiele było dzisiaj gry. Zaczęły go na suchym korcie, a kończyły na mokrym. To anormalne warunki, ale na pewno widać, że Agnieszka dobrze serwuje, choć dzisiaj miała raptem pięć gemów serwisowych. Od przyjazdu do Londynu niewiele miała okazji, żeby trenować na Wimbledonie, bo ciągle pada deszcz, z krótkimi przerwami. A nawet jak nie pada, to ciężko znaleźć wolny kort" - wspomniał w rozmowie z PAP Wiktorowski.