Świetna końcówka poprzedniego sezonu i udany początek tego roku z bilansem meczów 15-3. No i udało się wreszcie osiągnąć czołową piątkę w rankingu WTA Tour. Są powody do dumy?

Z jednej strony tak, ale z drugiej już jakiś czas temu zapowiadałem, że czołowa piątka jest kwestią czasu i to niezbyt odległego. Można więc powiedzieć, że w jakimś stopniu udało się zrealizować nasz plan.

Reklama

W tym roku Agnieszka przegrała tylko trzy mecze, wszystkie z Białorusinką Wiktorią Azarenką, wciąż niepokonaną obecną liderką rankingu WTA Tour...

To też spory powód do radości, ale myślę, że i Wiktorię da się w pewnym momencie pokonać. Jest w tej chwili najmocniejsza w stawce, ale pamiętajmy, że nie da się cały czas grać na najwyższym poziomie. Kiedyś pojawi się krótki choćby moment odprężenia. Dochodzą do tego też przecież mniejsze lub większe urazy związane z przeciążeniami.

Stąd wzmacniające pracę mięśni plastry na barku i łydce, z którym Agnieszka grała w tym tygodniu?

To smutna rzeczywistość w zawodowym tenisie. Pamiętajmy, że Agnieszka ma dość delikatna budowę, w przeciwieństwie do większości zawodniczek ze światowej czołówki, o wiele potężniejszych od niej.

W przypadku Agnieszki swoistym odprężeniem był chyba trzysetowy maraton z Aleksandrą Wozniak w pierwszej rundzie w Dubaju?

Właściwie powiedziałbym, że były to dwa pierwsze mecze w tym turnieju. Jednak kiedy zobaczyłem jak Agnieszka ogrywa łatwo Sabine Lisicki w ćwierćfinale, to już wiedziałem, że ciężko będzie ją komukolwiek zatrzymać. Z każdym meczem grała coraz lepiej i pewniej. Kiedy złapie odpowiedni rytm stać ją na serię sukcesów. Tak było przecież w październiku, gdy wygrała jeden za drugim mocno obsadzone, duże turnieje w Tokio i Pekinie.

Dlatego z Dubaju Agnieszka leci od razu do Malezji, zamiast odpocząć trochę w domu? Start w Kuala Lumpur w przyszłym tygodniu nie był chyba wcześniej planowany?

Otrzymaliśmy w ostatniej chwili całkiem ciekawą propozycję z Malezji i grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Chciałbym przypomnieć, że Isia jako zawodniczka, która zakończyła poprzedni sezon w czołowej dziesiątce świata, nie ma właściwie żadnej swobody w planowaniu startów. Jej kalendarz ogranicza się praktycznie do kilkunastu imprez obowiązkowych dla najlepszych tenisistek. Jedynie raz na pół roku może się zdecydować na występ w mniejszym turnieju, najniższej rangi, jak ten w Kuala Lumpur. Patrząc na drabinkę nie widać tam szczególnie groźnych zawodniczek, więc w takiej formie być może pokusi się o kolejne zwycięstwo. Ale tak naprawdę traktujemy ten start na zasadzie poważniejszego sparingu, albo powiedzmy aktywnego odpoczynku przed dużymi imprezami w Indian Wells i Miami. Zanim poleci do Ameryki, to pewnie wpadnie na dzień, dwa do domu, żeby się przepakować.

Do USA poleci też młodsza pana córka Urszula. Czy już się wyleczyła z infekcji, która zmusiła ją do wycofania się z eliminacji do Dubaju?

Właściwie wszystko jest już dobrze. To był wirus, który chyba przyplątał się w Pattai. Niestety w Azji trzeba uważać jaką wodę się pije, co je, zresztą podobny problem miały też inne zawodniczki. Po powrocie do Krakowa Ula przeszła szczegółowe badania i lekarze stwierdzili, że nie ma powodów do niepokoju. W tej chwili trenujemy już dwa razy dziennie i ostro szykujemy się do występów w USA. Miło mi poinformować, że organizatorzy turnieju w Indian Wells znowu przyznali Uli "dziką kartę". To już trzeci taki ukłon z ich strony pod adresem mojej młodszej córki, za co chciałbym im bardzo podziękować w naszym imieniu. To ważne, że nie będzie musiała się przebijać przez eliminacje, bo w tak mocno obsadzonej imprezie dobrze jest grać na pełnej świeżości. Dwa czy trzy mecze w nogach z kwalifikacji zawsze odbijają się na kondycji.