Jaki to był mecz w wykonaniu Agnieszki Radwańskiej?

Bardzo dobry, a nawet świetny, ale do perfekcji brakło tylko trochę wyższego procentu skuteczności przy pierwszym serwisie. Niczego nie można za to zarzucić jeśli chodzi o poruszanie się po korcie, waleczność, trzymanie się linii końcowej. Agnieszka nie dała się zepchnąć za nią, tak jak większość zawodniczek grających z Szarapową, tylko przytrzymała do końca parę ważnych wymian, zagrała kilka bolesnych kontr i nie pozwoliła wchodzić jej w kort.

Reklama

Skutecznie zatrzymywała ją długimi piłkami na linię końcową...

To zasługuje na szacunek, bo żeby tak odgrywać piłki Szarapowej przez cały mecz, to trzeba naprawdę dobrze grać w tenisa. Rosjanka musiała robić krok do tyłu, więc nie mogła odpowiedzieć kończącymi bombami, co nastąpiłoby przy każdej krótszej piłce. Na dobrą sprawę Agnieszka pobiła Szarapową z głębi kortu, czyli w strefie, w której ona czuje się najlepiej. Oprócz długich piłek, skuteczną bronią był slajs, ale też skróty. Maria zaskoczyła trochę świetną grą przy siatce, która nie jest jej najmocniejsza stroną. Choćby zdarzyło jej się trafić trzy olejne woleje z bekhendu.

Trzy wygrane duże turnieje od sierpnia do końca ubiegłego roku. W tym sezonie triumf w Dubaju i teraz w Miami. Gdzie leży klucz do sukcesów Agnieszki?

To skutek tego wszystkiego, co robiła przez ostatnie lata. Może teraz nabrała więcej pewności i doświadczenia, ale to dlatego, że realizowała konkretny plan spokojnie, krok po kroku i przychodzą efekty. W tenisie wszystko trzeba robić we właściwym rytmie, bez przyspieszania na siłę. Agnieszka i Urszula mają taką a nie inną budowę, bardziej delikatną niż większość zawodniczek z czołówki. Nie można ich więc zagonić na siłownię i kazać podnosić po 200 kilogramów, bo tego ich organizmy nie wytrzymają. Wszystko trzeba robić z głową i nie przyspieszać czasu.

Tak jak to miało miejsce w przypadku Czeszki Petry Kvitovej w ubiegłym roku?

Petra grała w styczniu w Australii z poważną kontuzją i wciąż praktycznie ją leczy. Ale na pewno płaci obecnie cenę za ostatni świetny sezon, bo wyraźnie jej organizm nie był przygotowany na to wszystko. Na pewno jednak wróci do formy, podobnie jak Urszula, która ma za sobą bardzo poważne kłopoty z kręgosłupem. U niej też prędzej czy później to "kliknie", jeśli nie w tym, to pewnie w przyszłym roku. Jak wejdzie do czołowej 50-tki czy 40tki rankingu, top prędko jej nie opuści, bo ma duży potencjał. Można powiedzieć, że właściwy czas Agnieszki już nadszedł, a Uli dopiero nadchodzi.

Świetny początek roku - dwa wygrane turnieje, czwarta pozycja w rankingu WTA Tour - czego można się spodziewać dalej? Tym bardziej, że zaczyna się okres gry na kortach ziemnych.

Nawierzchnia ziemna nie należy do ulubionych zarówno w przypadku Agnieszki, jak i Uli, ale obie bardzo solidnie się przygotowują do przejścia na mączkę, więc jestem optymistą. Na pewno należy się spodziewać naruszenia obecnego status quo, bo w kwietniu i maju do głosu dojdą trochę inne zawodniczki preferujące grę na "cegle". Choćby więcej powinna ugrać Samantha Stosur. Jednak nie sądzę, żeby w czołowej dziesiątce rankingu doszło do wielkich przetasowań, czy pojawienia się nagle kilku nowych twarzy. Pamiętajmy też, że w przypadku kortów ziemnych wiele zależy od wilgotności powietrza, od piłek jakimi się gra czy paru innych czynników.

Pierwsza przymiarka, choć na specyficznej zielonej odmianie mączki, czeka siostry Radwańskie już w przyszłym tygodniu w Charleston.

Agnieszka musi polecieć do Charleston, ale czy tam rzeczywiście zagra to się okaże dopiero na miejscu w niedzielę. Natomiast Urszula na pewno wystąpi w tym turnieju.

Jak wyglądać będzie pana współpraca w kolejnych miesiącach?

Będzie dalej przebiegać na dotychczasowych zasadach. Jesteśmy umówieni na razie do US Open. We wrześniu siądziemy i zastanowimy się co będzie dalej.