MARTA MIKIEL: Za niewiele ponad miesiąc zaczyna pan morderczy Rajd Dakar. Jak pan spędzi ostatnie tygodnie przygotowań?
KRZYSZTOF HOŁOWCZYC*: Do jazdy po pustyni Atakama i innych terenach Ameryki Południowej ćwiczę u siebie na Mazurach. Niedługo zrobię sobie obóz - na jakiejś ciepłej wyspie będę biegał i ćwiczył kondycję. Zamierzam tam zmęczyć się do granic wytrzymałości, potem na święta przyjdzie moment całkowitego rozprężenia. A zaraz po świętach wsiadam w samolot i lecę do Buenos Aires. Na ostatni dzień Bożego Narodzenia dziewczyny chciały mi uciec na narty, ale absolutnie się na to nie zgodziłem.
Jakim autem pan pojedzie?
Nissanem navarrą, który różni się od zeszłorocznego dosłownie o ton. Nie ma nowego silnika czy skrzyni biegów, ale wszystko zostało troszeczkę poprawione. Byłem na testach w Afryce Południowej i mam wrażenie, że wszystko jest odrobinę lepsze. Rok temu nasze auto nie psuło się prawie w ogóle, mieliśmy tylko małe kłopoty z wałem napędowym, który został teraz całkowicie przekonstruowany. Do tego auto jest odrobinę szybsze.
Na ile to nas zbliży do tych najlepszych teamów fabrycznych Volkswagena czy BMW - okaże się na trasie.
W zeszłym roku był pan piąty. Chce pan poprawić ten wynik?
Jeżeli mielibyśmy z moim pilotem Jeanem-Markiem Fortinem walczyć o czołowe miejsca, musielibyśmy wsiąść w lepszy samochód. Nasza jazda jest trochę na sępa. Musimy liczyć na to, że ci najlepsi, walcząc między sobą, popełnią błędy. Przyznam, że to jest wkurzające. Rozmawialiśmy z Orlenem o lepszym samochodzie, ale mamy do dyspozycji ograniczony budżet. To określenie trochę zresztą nie pasuje do sum, którymi obracamy. Nissan po cichu chyba liczył, że do nich wrócę. Mimo że rozmawiałem z Mitsubishi, trochę z BMW, Nissan już konstruował samochód pode mnie. Zrobili go zresztą najlepiej, jak potrafili. Marzenia są zawsze, najlepiej do razu wsiąść do supervolkswagena. W nim mógłbym ścigać się o wszystko - bo jestem tak samo szybki jak najlepsi.
Przepraszam, że tak mówię, ale wierzę w siebie. Muszę tylko dojść do odpowiedniego sprzętu, poczuć pod butem pedał najlepszego samochodu.
I co wtedy?
Wygram ten rajd. Wiem, że będzie mi bardzo ciężko namówić sponsorów, ale w końcu taki budżet zdobędę.
Jakimi pieniędzmi musiałby pan dysponować?
2,5 razy, a właściwie 3 razy większymi niż teraz.
Jakieś konkretne liczby?
To już nie mój biznes. Ja jestem tylko kierowcą. Wsiadam, jadę, liczbami się nie przejmuję.
Ile czasu pan sobie daje?
Myślę o przyszłym roku. Właściwie to już teraz powinienem wejść na ten poziom. Pokazują to logika i progres moich wyników, i opinie ludzi, którzy się na tym znają. W tej chwili ocenia się mnie w pierwszej szóstce kierowców Dakaru. Chodzi tylko o sprzęt. Ale ja i w nissanie im pokażę. Zresztą on też ma swoje plusy. Porównując z najlepszymi - to są takie umięśnione wierzchowce, które mogą dostać zadyszki albo piany na pysku. A mój koniczek jest trochę mniejszy, ale cały czas idzie do przodu.
*Krzysztof Hołowczyc, ur. 1962, kierowca z sukcesami w rajdach płaskich (6. miejsce w Rajdzie Polski, WRC) i terenowych (5. miejsce w Rajdzie Dakar 2009), były poseł do Parlamentu Europejskiego