Listkiewicz jest ósmą osobą, której postawiono zarzut w śledztwie dotyczącym niegospodarności w PZPN. Wcześniej zarzuty usłyszeli m.in. Zdzisław K., Eugeniusz K., czy członkowie Widzewa Łódź. Sam Listkiewicz zostanie przesłuchany w innym terminie i wtedy ma złożyć obszerne wyjaśnienia.
Były prezes PZPN zgadza się na podawanie jego pełnych danych osobowych. "Bardzo proszę wymieniać moje pełne nazwisko. Nie mam się czego wstydzić" - powiedział w rozmowie z TVN24.
Jak poinformował Jerzy Kasiura z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu, Listkiewicz jest podejrzany o to, że będąc prezesem PZPN w 2000 r. polecił rozporządzenie należnymi Widzewowi Łódź środkami finansowymi.
"Wskutek czego z rachunku bankowego PZPN, z pominięciem zajętych w postępowaniach egzekucyjnych rachunków bankowych Widzewa Łódź, przekazane zostało ponad 7 mln zł na rzecz niemieckiej firmy J.A.G. Sportmarketing GmbH - Jakuba G." - wyjaśnił Kasiura.
Dodał, że pieniądze te zostały przekazane niemieckiej firmie, mimo iż stanowiły wierzytelność Widzewa i były zagrożone zajęciem w związku z prowadzonymi wobec tej spółki postępowaniami egzekucyjnymi. "Takim działaniem Michał L. uszczuplił lub udaremnił zaspokojenie wielu wierzycieli" - powiedział prokurator.
Kasiura nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy Listkiewicz przyznał się do zarzutu. Wyjaśnił jedynie, że będzie on przesłuchiwany przez wrocławskich prokuratorów w innym terminie.
Tymczasem sam Listkiewicz powiedział w czwartek, że jest niewinny i nie przyznaje się do zarzutu niegospodarności. "Jestem niewinny i nie przyznaję się absolutnie do zarzutu, który został mi postawiony" - podkreślił. Dodał, że jest przekonany, iż w dalszym postępowaniu to się jednoznacznie okaże. Listkiewiczowi grozi do ośmiu lat więzienia.