Leo Beenhakker był gościem TVN Style. Były szkoleniowiec polskich piłkarzy zgodził się na rozmowę tylko pod warunkiem, że odbędzie się ona w Rotterdamie. Bo, jak sam podkreśla, po tym, co spotkało go w Polsce nie zamierza tu wracać przez dłuższy czas.

Reklama

Holender nie może zapomnieć oskarzeń Antoniego Piechniczka, który ogłosił, że po przegranym 0:3 meczu ze Słowenią, Beenhakker zamknął się w toalecie.

"To kłamstwo! Kolejne kłamstwo! Jedno z tysiąca kłamstw! Po meczu byłem z zawodnikami w szatni. Trzy - cztery osoby weszły do szatni: pan Lato, pan Kręcina i jeszcze jedna czy dwie osoby, nie pamiętam ich nazwisk. I ja tam byłem z zawodnikami. Oni nic nie powiedzieli, przeszli naokoło, podawali rękę zawodnikom i wszystkim pozostałym. I na końcu podali rękę mnie, bez patrzenia w oczy, ale rękę podali. Byłem w szatni" - opowiadał w TVN Style holenderski trener.

Dostało się też prezesowi PZPN Grzegorzowi Lacie. Beenhakker twierdzi, że zwalniając go podczas wywiadu na żywo w telewizji tuż po meczu ze Słowenią, potraktował go gorzej niż zwierzę.

Reklama

"Jako trener wiem, że w momencie podpisywania kontraktu, jednocześnie podpisuję się pod swoim odejściem. To część pracy. Ale wszędzie, gdy odchodziłem, na ten temat odbywała się normalna rozmowa" - przyznaje Leo. I dodaje, że w Polsce: "Nie, nie było żadnej rozmowy. I to jest głupie, dziwne i nieczyste, że po trzech latach pracy dla federacji czy kogokolwiek, bezpośrednio po meczu taki facet mówi po prostu na żywo w telewizji…" - żalił się Holender.

"Tak nie traktuje się nawet zwierząt. I zabawne jest to, że nie wiesz zupełnie, jak zachować się w takiej chwili. Gdyby Lato był dużym chłopcem... Cały czas uważam, że on nie miał odwagi powiedzieć mi tego prosto w oczy" - Leo Beenhakker zarzuca szefowi Polskiego Związku Piłki Nożnej.