Racing Santander rozwiązał ze Smolarkiem kontrakt latem ubiegłego roku i od tej pory Ebi pozostawał bez klubu. Dopiero kilka tygodni temu zdecydowała się zatrudnić go grecka Kavala.

Działacze i kibice tego klubu liczyli, że polski piłkarz od razu stanie się największą gwiazdą zespołu. Nic z tego. Zamiast grać od pierwszej do ostatniej minuty w każdym spotkaniu, Ebi wchodzi na boisko z ławki rezerwowych w końcówkach meczów. W pierwszym swoim występie w barwach greckiego klubu zagrał ledwie 13 minut, w drugim 23.

Reklama

- Na razie trudno cokolwiek o nim powiedzieć, bo tak naprawdę nic wielkiego nie pokazał. Na pewno jednak można mówić o zaskoczeniu, że nie gra w podstawowym składzie, bo przecież był ściągany do Kavali jako piłkarz, który od razu będzie jej poważnym wzmocnieniem - mówi "Faktowi" dziennikarz greckiego "Goal News" Kostas Goulis.

Ebi zapewniał, że trenował indywidualnie i utrzymywał sportową formę na odpowiednim poziomie. Wygląda jednak na to, że reprezentant Polski trochę oszukiwał, skoro nie jest przygotowany do gry przez 90 minut. Inny Polak, Łukasz Sosin, który w tym samym czasie trafił do Kavali prosto z cypryjskiego Anorthosisu Famagusta, bez problemów wywalczył miejsce w podstawowym składzie. Między innymi kosztem Ebiego.

- Jeżeli problemem jest to, że Smolarek jest nieprzygotowany kondycyjnie, to jest to tylko jego wina. Inna sprawa, że piłkarz, który trenuje indywidualnie, nigdy nie będzie tak dobrze przygotowany do gry jak ten, który to robi regularnie pod okiem trenera - twierdzi były selekcjoner reprezentacji Polski Andrzej Strejlau, który w trakcie swojej kariery szkoleniowej przez dwa lata był trenerem greckiej Larisy.

- Ebi musi pamiętać o tym, że w greckim futbolu od uwielbienia do nienawiści jest tylko jeden krok. Jeżeli nie będziesz spełniał oczekiwań, szybko możesz zostać odstawiony na boczny tor - przekonuje Strejlau.

>>> Czytaj też: Piłkarz ostrzega: Uważaj na Tarasiewicza!