Choć Justyna Kowalczyk wciąż jest zmęczona po Tour de Ski, pracowicie przygotowuje się do startu w Otepää. To jej ulubione miejsce spośród tych, w których rozgrywane są zawody o Puchar Świata. Wśród Estończyków ma wielu przyjaciół, począwszy od... Anatolija ©miguna, ojca i trenera jednej z groźnych konkurentek Kristiny. Polka bardzo cieszyła się na spotkanie z nimi. (...) Zwycięstwo Justyny w Tour de Ski zrobiło na nich wrażenie. Tymczasem nasza zawodniczka przekornie bagatelizuje nieco wartość imprezy rozgrywanej w okolicach Nowego Roku.
"Jest nieco nadmuchiwana. Skończyła się czwarta edycja, też mi wielkie tradycje! Nie ukrywam jednak, że bardzo chciałam ją wygrać. Bo FIS robi Tourowi reklamę i stał się wisienką na torcie" - przyznaje liderka Pucharu Świata.
Cel: złoto igrzysk
Jej marzenie na ten sezon jest oczywiste - ostatni wielki cel, którego jeszcze nie osiągnęła w biegach narciarskich: złoto igrzysk olimpijskich.
"Za miesiąc zaczyna się impreza, która pewnie będzie najważniejsza w moim życiu. W miejscu którego nie cierpię, na trasach których nienawidzę, ale ja lubię być przekorna baba, więc może coś z tej przekory wyjdzie" - śmieje się Kowalczyk, która ostatnio jest pewna siebie jak nigdy.
Nie obiecuje wygranej przed biegiem, bo ze względu na loteryjność konkurencji byłoby to absurdem, ale zna swoją wartość.
"Jestem mocna jak nigdy. Do tej pory w pierwszej części sezonu wypadałam słabo, a teraz gdyby nie pomyłki, nie schodziłabym z podium. Rywalizacja w Vancouver zacznie się od najgorszej dla mnie konkurencji: 10 km łyżwą na płaskiej, pokręconej trasie. Ale moje marzenia dotyczą już pierwszego biegu".
Zobacz także: Lekkoatletyka: Monika ma cel. To medal w Londynie
p