Polski debel, rozstawiony z numerem siódmym, przegrał z amerykańską parą Eric Butorac i Rajeev Ram 2:6, 6:3, 6:7 (2-7), chociaż w decydującym secie Polacy prowadzili 6:5 i serwowali.

Reklama

"Mecz można dość krótko streścić: początek fatalny, środek bardzo dobry, a końcówka po prostu tragiczna - przynajmniej ostatni gem i tie-break, bo w trzecim secie było gem za gem, cały czas równo do stanu 5:5" - powiedział Szymanik, towarzyszący deblistom w Melbourne jako trener.

W jedenastym gemie decydującego seta Polacy przełamali do zera podanie rywali, a chwilę później - prowadząc 6:5 - serwował Fyrstenberg. Chociaż rozpoczął od asa, to Polacy nie zdołali skończyć meczu i doszło do tie-breaka, łatwo wygranego przez Butoraca i Rama.

"Przełamanie <na sucho> serwisu w końcówce, to jest wymarzona sytuacja, gdy jest tak równa gra. Po czymś takim Amerykanie byli rozbici. Jednak chłopcy nie potrafili zamknąć meczu, chociaż mieli w ręku wszystkie atuty. Tie-break był tylko skutkiem niewykorzystanej szansy, bo widać było, że Mariusz i Marcin myślami są wciąż w tamtym gemie. Do tego wszystkiego doszły dwa czy trzy trochę przypadkowo przegrane punkty, w tym jeden po taśmie, no i rywale byli na fali, a chłopcy zupełnie się pogubili. Na koniec zupełnie puściły im nerwy i było po wszystkim" - powiedział Szymanik, pełniący funkcję kapitana daviscupowej reprezentacji Polski.

Reklama

Po przegranej piłce na 1:5 w tie-breaku Fyrstenberg ze złością uderzył kilka razy rakietą o kort i złamał ramę, a z ust Matkowskiego popłynęła wiązanka przekleństw. "W zaistniałej sytuacji to chyba nikogo nie dziwi, bo co można powiedzieć, jeśli przegrywa się właściwie wygrany mecz. Niestety, po takiej wpadce pewność gry spada, bo trudno ją wyrzucić z pamięci. Tym bardziej, że Amerykanie są parą, z którą Mariusz i Marcin nie powinni przegrać" - dodał Szymanik.

Debliści zostają jeszcze w Melbourne, bowiem zgłosili się wcześniej do gry mieszanej. Fyrstenberg zagra z Chinką Zi Yan, a w pierwszej rundzie trafili na Czechów Ivetę Benesovą i Lukasa Dlouhy'ego, natomiast Matkowski z Czeszką Kvetoslavą Peschke rozpocznie grę od meczu z rosyjsko-czeską parą Jekaterina Makarowa i Jaroslav Levinsky.

"Po zakończeniu występu w mikście wracają do Warszawy i tam będą trenować przez około tydzień. Później zagrają w halowych turniejach w Rotterdamie i Marsylii, a następnie jadą do Dubaju. Gdyby im dobrze poszło w Melbourne, to mogliby odpuścić Marsylię, a tak muszą szukać punktów, których tu nie zdobyli" - dodał Szymanik.

Reklama

W piątek do 1/8 finału awansowali natomiast Łukasz Kubot i Austriak Oliver Marach, którzy w drugiej rundzie pewnie wygrali z Rosjaninem Igorem Kunicynem i Dudim Selą z Izraela 6:3, 6:2. Ich kolejnymi rywalami będą zwycięzcy pojedynku pomiędzy Australijczykami Kadenem Henselem i Gregiem Jonesem oraz chorwacko-serbską parą Ivo Karlovic i Dusan Vemic.

Przed rokiem polsko-austriacki debel dotarł w Melbourne do półfinału, osiągając swój najlepszy jak dotychczas wynik w Wielkim Szlemie. Sezon zakończył na siódmym miejscu w rankingu ATP.

W tegorocznym Australian Open Kubot startuje również w singlu i w nocy z piątku na sobotę zmierzy się w trzeciej rundzie (1/16 finału) z Rosjaninem Michaiłem Jużnym, rozstawionym z numerem 20. W weekend rozpocznie także występ w mikście razem z Czeszką Andreą Hlavackovą, a na ich drodze staną Amerykanka Carly Gullickson i Australijczyk Bernard Tomic.