"On startował przede mną, po wypadku trening przerwano. To się stało na samym końcu trasy, na ostatnim wirażu, gdy osiąga się najwyższe prędkości. On wypadł z trasy i uderzył w słup w miejscu, gdzie bandy nie zostały podwyższone" - opisuje Maciej Kurowski.

Reklama

Polski saneczkarz, który w ostatniej chwili znalazł się w olimpijskiej ekipie przyznaje, że po wypadku Gruzina odczuwa strach. "Teraz się boję. Kilka dni temu też miałem wypadek i mam stłuczoną rękę. Dzisiaj spotkam się z psychologiem. Jutro wystartuję, jeśli w ogóle zawody nie zostaną odwołane. Na pewno jednak trudno będzie mi się skoncentrować".

Kurowski uważa, że tor jest bardzo szybki i organizatorzy mogli go lepiej zabezpieczyć. "Nigdzie jeszcze nie widziałem tylu wypadków, co tutaj. Wywracają się nawet najlepsi na świecie. Tu się osiąga bardzo duże prędkości i najmniejszy błąd może doprowadzić do groźnej sytuacji. Liczy się nawet ruch palca. Byłem tutaj przed igrzyskami, ale teraz zakręty są trochę inaczej wyprofilowane. Organizatorzy popełnili błąd, bo po ostatnim wirażu podnieśli bandę tylko z prawej strony, a Kumaritaszwili wypadł z lewej".

21-letni Gruzin, przy prędkości około 140 km/h, wypadł z sanek i uderzył w słup podtrzymujący dach. Stracił przytomność. Lekarze podjęli natychmiastowa akcję reanimacyjną - sztuczne oddychanie i masaż serca, a osiem minut po wypadku w pobliży toru wylądował helikopter, który zabrał zawodnika do szpitala. Lekarze nie zdołali jednak ocalić mu życia.

Reklama

Tor u podnóży góry Blackcomb zbudowano specjalnie na igrzyska. O olimpijskie medale będą tu rywalizować bobsleiści, saneczkarze i skeletoniści. Jego długość wynosi 1450 metrów, trybuny pomieszczą 11 650 widzów. Już podczas pierwszych treningów przeprowadzonych tu w listopadzie 2008 roku doszło do kilku wypadków. Poważnego urazu doznał tam między innymi czterokrotny mistrz świata Niemiec Felix Loch, do którego należy też rekord szybkości uzyskany na tym torze - 153,98 km/godz.