FIL postanowiła, że niedzielna rywalizacja olimpijska w jedynkach mężczyzn odbędzie się na skróconej trasie. Mężczyźni wystartują na obiekcie Whistler Sliding Centre z punktu wyznaczonego dla saneczkarek. Przed zawodami odbędą się dwa ślizgi treningowe.

Reklama

Co do tego, że tor jest niebezpieczny dla zawodników, nie ma wątpliwości polski saneczkarz Piotr Orsłowski. "Jazda na sankach z prędkością 140-150 km/godz to może nie samobójstwo, ale dla niedoświadczonych zawodników ogromne ryzyko" - mówi Polak, który w dwójce z Robertem Mieszałą zajął 15. miejsce w igrzyskach olimpijskich w Nagano.

Na piątkowym treningu na torze w Whistler, w dniu rozpoczęciu ZIO-Vancouver, śmierć poniósł Gruzin Nodar Kumaritaszwili.

"Budowanie torów, na których saneczkarze uzyskują prędkość 140-150 km/godz, to przesada. Przecież zawodnik nie ma praktycznie żadnych zabezpieczeń, a mały błąd w dolnym odcinku toru przy takich prędkościach może się skończyć tragicznie - powiedział PAP Orsłowski, który po zakończeniu kariery zamieszkał w okolicach podwarszawskiego Piaseczna.

Reklama

- Nie ma stuprocentowej ochrony dla sportowców, niezależnie od prędkości ślizgu wypadki niestety się zdarzają. Jazda z ogromną prędkością to może nie samobójstwo, ale znaczenie ma doświadczenie saneczkarzy, także i przypadek" - dodał.

Niewiele brakowało, aby Orsłowski w ogólnie nie pojechał na igrzyska w 1998 roku. "Dwa miesiące przed Nagano miałem groźny wypadek, w wyniku którego wybiłem bark. To było przy prędkości około 110 km/godz. Poza tym wiele razy upadałem, lecz bez większych konsekwencji. Jest to wkalkulowane w naszą dyscyplinę" - stwierdził.