Kumaritaszwili podczas piątkowej sesji treningowej wypadł z toru przy prędkości ponad 140 km/h, przeleciał przez barierkę i uderzył w stalowy filar. Niemal natychmiast rozpoczęto reanimację. Nie pomogła.

Organizatorzy, działacze, znajomi Gruzina z toru byli w szoku.

Reklama

Przewodniczący MKOl Jacques Rogge na powtarzające się pytanie podenerwowanych dziennikarzy odpowiedział, że to nie czas na wydawanie wyroków, a w sprawie śmierci Gruzina zostanie wszczęte profesjonalne dochodzenie. Działacze międzynarodowej federacji saneczkarskiej (ILF) dodali, że zawinił zawodnik, a tor - choć szybszy, niż przypuszczano - nie jest bardziej niebezpieczny od innych. W oświadczeniu ILF wydanym w sobotę czytamy, że w sumie śmiertelny wypadek Gruzina był efektem jego fatalnej formy, bo już wcześniej się wywracał na tym torze - torze, który nie ma żadnych "niedostatków". Do podobnego wniosku doszli organizatorzy.

"Jesteśmy przekonani, że razem z przedstawicielami federacji zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby ten obiekt był dla sportowców bezpieczny" - powiedział wiceprezydent komitetu organizacyjnego Tim Gayda.

"To nie jest kwestia toru. To był błąd zawodnika. W tym sporcie doświadczenie decyduje niemal o wszystkim" - dodał trener kanadyjskiej kadry saneczkarzy Wolfgang Staudinger.

On też musi się bronić. W sobotę podniosły się głosy, że do tego tragicznego wypadku by nie doszło, gdyby gospodarze traktowali zagranicznych saneczkarzy na równi z kanadyjskimi. Obcokrajowcy przed zawodami mogli przejechać tor tylko 40 razy, Kanadyjczycy - aż 300.

Staudinger twierdzi, że takie faworyzowanie gospodarzy to powszechna praktyka na igrzyskach. "Przed igrzyskami w Turynie mieliśmy obiecanych 35 treningowych przejazdów. Pozwolono nam tylko na 15. Kumaritaszwili przed śmiercią miał około 40 przejazdów" - powiedział Staudinger.

Reklama

"Nodar nie zaliczył ani jednego przejazdu na tym torze przed sesjami treningowymi. Można było uniknąć jego śmierci, gdyby Kanadyjczycy dopuścili nas do tego toru" - odparła australijska saneczkarka Hannah Campbell-Pegg. "Rozumiem, że niektórzy bardzo chcą wygrać, ale nie rozumiem, dlaczego nie pozwolono Gruzinom na normalne treningi" - dodał Ron Rossi z amerykańskiej federacji saneczkarskiej.

Spośród wielu zarzutów organizatorzy nie potrafią skutecznie odeprzeć jednego: tor był za szybki. "Nie wiem dokładnie, co tam się wydarzyło, bo nie chcę patrzeć na powtórki. Nie wiem, czy Nodar popełnił błąd. Wiem jedno: on nie powinien jechać tak szybko" - powiedział Dawid Kumaritaszwili, w przeszłości również saneczkarz, reprezentant ZSRR.

Bobsleista Bree Schaaf powiedział, że ta trasa jest najszybsza na świecie, co czyni ją "niesamowicie ryzykowną". Campbell-Pegg pytała się, czy zawodnicy nie pełnią przypadkiem roli "manekinów w crash testach". A w wywiadzie dla NBC Amerykanin Tony Benshoof powiedział wprost: "Kiedy po raz pierwszy wszedłem na ten tor, pomyślałem: ktoś się tu zabije".

Nawet Joseph Fendt, prezydent ILF, przyznał, że w założeniu maksymalna prędkość osiągana na torze miała wynieść 137 km/h. Okazało się, że w piątek saneczkarze jechali o 20 km/h szybciej. Ktoś przesadził z "uatrakcyjnieniem" dyscypliny. ILF już wydało dyrektywy organizatorom igrzysk w Soczi, że takie parametry nie mogą się powtórzyć.

Oberwało się również w inżynierom. Już w październiku bobsleista Steven Holcomb powiedział, że tor jest zbudowany "do góry nogami", ponieważ trudniejsze zakręty są bliżej końca, a nie na początku trasy. Tor zawiera ponadto kilka innych bardzo groźnych elementów, m.in. długą na

152 m prostą z bardzo dużym nachyleniem (oryginalny plan zakładał 149 m) oraz zakręt, o którym zawodnicy mówią "fifty-fifty", bo taka jest szansa, że wyjedziesz z niego na sankach.

Organizatorzy powtarzają, że wszystko było w porządku, ale i tak drastycznie zmieniają warunki jazdy. Obniżyli linię startową o 200 metrów, zastosowali specjalną technologię, dzięki której łatwiej hamować na lodzie, zbudowali również dodatkowe drewniane barierki wokół trasy. I dopiero teraz jest bezpiecznie. Choć wciąż wielu ma mieszane uczucia. W miejscu, w którym Kumaritaszwili uderzył w filar, w sobotę leżały kwiaty i tabliczka z napisem "świeżo malowane".