Zadanie będzie niezwykle trudne, i Polka doskonale zdaje sobie z tego sprawę. "Wiadomo, o czym marzę, ale będę zadowolona nawet z jednego medalu" - ostrożnie zapowiadała przed igrzyskami.

W ustach biegaczki, która jest dwukrotną złotą medalistką ostatnich mistrzostw świata, zwyciężczynią poprzedniej edycji Pucharu Świata i zdecydowaną liderką obecnej, takie słowa mogą być traktowane jako kokieteria lub asekuracja. Tym bardziej, że to właśnie w Kowalczyk upatruje się jedną z potencjalnie największych gwiazd igrzysk. Według prognoz amerykańskiej agencji Associated Press Polka ma zdobyć dwa złote i jeden srebrny medal.

Reklama

Czas wielkiej próby

Stawianie wszystkich pieniędzy na naszą zawodniczkę przed startem byłoby jednak wielkim ryzykiem. Trzeba pamiętać, że podczas gdy Polka zbierała punkty w PŚ, kilka bardzo groźnych rywalek - na przykład Finki i Norweżki - ukrywało się przed konkurencją i startowało tylko na krajowym podwórku. "Nie przejmowałbym się tym. Na tym poziomie wiadomo, co kto może wymyślić" - bagatelizuje Rafał Węgrzyn, drugi trener i serwismen Kowalczyk.

Większe obawy budzą trasy w Olympic Park. Wiadomo, że Kowalczyk najwięcej zyskuje na podbiegach, tymczasem w Whistler są one znacznie krótsze niż na trasach, na których narciarki rywalizują w Pucharze Świata. "Organizatorzy przeprowadzili kosmetyczne poprawki na naszą korzyść, ale i tak trasy są bardzo łatwe, mają duże zakręty i generalnie nie powinny być areną zmagań najlepszych sportowców" - ocenia Węgrzyn.

Te igrzyska pokażą więc, czy nasza zawodniczka rzeczywiście jest obecnie najmocniejszą biegaczką na świecie, bez względu na wszelkie okoliczności.

czytaj dalej

Reklama



Uwaga na Bjoergen i Kallę

Pierwsza próba sił już dziś. O godz. 19 czasu polskiego rozpocznie się bieg na 10 km techniką dowolną. To może być dla Kowalczyk najtrudniejsza konkurencja na tych igrzyskach. Będzie musiała zmierzyć się ze specjalistkami od stylu łyżwowego. "Najgroźniejsze będą Norweżka Marit Bjoergen i Szwedka Charlotte Kalla. Nie wolno też lekceważyć Finek i Rosjanek" - przewiduje Węgrzyn.

Z Kallą Kowalczyk przegrała na tym samym dystansie na tydzień przed otwarciem igrzysk, podczas zawodów PŚ w Canmore, ale pozostaje w gronie największych faworytek. "Zdajemy sobie sprawę z tego, że są szanse na podium. Martwi tylko pogoda. Według prognoz w poniedziałek ma być mróz, dlatego trasa będzie szybka i twarda. Justyna będzie musiała bardzo uważać" - ocenia Węgrzyn.

Dla serwismenów pogoda będzie dużym wyzwaniem. "Start jest bardzo wcześnie, bo o 10, więc żeby zdążyć ze wszystkim, będziemy musieli wyjechać z wioski olimpijskiej, kiedy jeszcze będzie ciemno, koło piątej, szóstej. Droga do Olympic Park zajmuje dobre 40 minut" - zdradza nam Węgrzyn.

Pełna koncentracja

Kowalczyk jest skoncentrowana na dzisiejszym starcie. Podobnie jak większość zawodników mieszkających w wiosce olimpijskiej w Whistler nie uczestniczyła w uroczystości otwarcia igrzysk w BC Place Stadium. W segmencie, w którym zakwaterowane są także jej koleżanki z kadry A-Mix, zajmuje pojedynczy pokój - jako jedyna z polskiej ekipy. Reszta jej teamu mieszka w innym domku. Skupienie ułatwia skromne wyposażenie, na które składa się tylko łóżka, szafa i dywan. "Nie ma nawet telewizora. Justyna z innymi zawodnikami spotyka się tylko na posiłkach, a z nami głównie na treningach" - mówi Węgrzyn. "W piątek miała szybszy trening na przepalenie, dlatego w sobotę ćwiczyła już znacznie lżej i bez nart, ograniczając się do jazdy na rowerku. Deski ponownie założyła dopiero w niedzielę".

Na biało-czerwono

Na razie wiadomo jedno - w poniedziałkowym biegu Polka wystartuje w biało-czerwonym stroju, podobnie jak w ostatnich zawodach w Canmore, a nie w swoim ulubionym czarnym. "Justyna woli czarny kombinezon, ponieważ lubi ciemne kolory. Przed igrzyskami wiele osób twierdziło jednak, że powinna startować w barwach narodowych. Dlatego firma Swix przygotowała jej właśnie taki. Dopiero tuż przed wyjazdem pozwolono jej dokonać wyboru samodzielnie" - mówi nam Paweł Witczak, menedżer zawodniczki.