ROBERT PIĄTEK: Występ Justyny w biegu na 10 km stylem dowolnym był zgodny z oczekiwaniami czy jednak jest pewnym rozczarowaniem?
ALEKSANDER WIERIETIELNY: Był na miarę naszych oczekiwań, ale jednocześnie pozostawił jakiś niedosyt, bo medal był naprawdę bardzo blisko. Na niespełna 3 km przed metą Justysia była trzecia, na finiszu zabrakło jej kilku sekund. Dlatego można mówić o pewnym rozczarowaniu, ale tylko w kontekście różnicy, jaka dzieliła ją od podium.
Dlaczego nie udało się utrzymać trzeciego miejsca?
Niestety „łyżwiarki” (specjalistki od stylu dowolnego, zwanego łyżwowym – red.) okazały się mocniejsze. Oglądałem cały bieg i twierdzę, że Justyna pobiegła bardzo dobrze. Właściwie rozłożyła siły, nie zrobiła też żadnego błędu taktycznego. Nic więcej nie dało się zrobić. To nie był preferowany przez nią dystans.
Jednak w tym sezonie Justyna wygrywała już biegi na 10 km.
Ale nie techniką dowolną. Justyna nie preferuje tego stylu. Duże znaczenie miała też trasa tego biegu. Twierdzę, że gdyby była ona podobna do tej w Canmore (na tydzień przed igrzyskami Kowalczyk zajęła tam 2. miejsce w zawodach Pucharu Świata – red.), to Justyna byłaby w pierwszej trójce. Przecież straciła 5 sekund do Bjoergen na ostatnim, płaskim odcinku trasy – jednym z takich, jakich ona nie cierpi.
To prawda, że Justyna się popłakała?
Tak, ale to było przed startem, kiedy dowiedziała się, że po zmianie pogody trasa została bardzo zmrożona. Obawiała sie, że będzie tak samo jak w pierwszych tegorocznych zawodach Pucharu Świata w Beitostoelen, kiedy wszystko było tak oblodzone, że do jazdy bardziej nadawały się panczeny niż narty. W takich warunkach każdy upadek grozi kontuzją, zwłaszcza na takiej trasie jak ta w Whistler, gdzie są zakręty o kącie 180 stopni, których nie powinno być, i bardzo szybkie zjazdy. Uspokoiła się jednak, gdy trasę sprawdzili serwismeni, którzy stwierdzili, że jest piaszczysto, a zakręty są dobrze wyprofilowane.
A jak przyjęła piąte miejsce?
Kiedy zobaczyła, jak niewiele jej zabrakło, to była rozczarowana. Ale skoro na początku sezonu przegrywała z Bjoergen ponad półtorej minuty, a tym razem uległa jej tylko o niespełna sześć sekund, to znaczy, że jest w formie.
Czyli w dzisiejszym biegu sprinterskim możemy liczyć na to, że się odkuje i sięgnie po medal?
Sprint zawsze jest wielką loterią. Minimalna nieuwaga jest równoznaczna z tym, że wypada się z gry. Tak było na przykład z Petrą Majdić – znakomitą specjalistką od tej konkurencji – w Canmore. Wystarczy podjechać zbyt blisko do rywalki, podciąć narty i jest wywrotka. Na pewno nie będzie łatwo. Proszę wziąć pod uwagę, że kilka rywalek specjalnie zrezygnowało ze startu na 10 km łyżwą, żeby lepiej przygotować się do sprintu. Majdić, Alena Prochazkowa, Katerina Smutna, Hanna Falk – one wszystkie będą dziś biegały na świeżości.
W tym roku wygrała już kilka biegów sprinterskich.
Wygrywała na bardzo ciężkiej trasie w Canmore, wygrała też w Kuusamo, była druga w Rogli. Jednak w Otepaa, gdzie jest podobna trasa jak we Whistler, bo nie ma tam zbyt wielu podbiegów, Justyna była dopiero siódma. Ale jest dobrze przygotowana – wszystko może się zdarzyć.
Które z rywalek będą najgroźniejsze, oczywiście poza uznanymi sprinterkami?
Przede wszystkim Bjoergen i Aino Kaisa Saarinen.
Czy po poniedziałkowym występie z Justyny zeszło trochę przedstartowe napięcie, czy może wręcz przeciwnie – presja jeszcze się zwiększyła?
Nie będzie zestresowana, bo unikamy towarzystwa dziennikarzy. Staram się odizolować ją od wszystkich niepotrzebnych informacji. Nawet w wiosce spotyka tylko kilka osób. A z presją trzeba sobie radzić na każdych zawodach. Nie jesteśmy nowicjuszami i na pewno sobie poradzimy.
Z którą z dwóch pozostałych konkurencji wiążecie większe nadzieje – z biegiem łączonym czy na 30 km stylem klasycznym?
W ogóle się nad tym nie zastanawiamy. Nie przyjechaliśmy na igrzyska dla zabawy, tylko walczyć o medale. Justyna walczyła ze wszystkich sił, a na mecie padła jak ustrzelona. I tak samo na maksa będzie jechała w pozostałych konkurencjach.
*Aleksander Wierietielny, Białorusin z polskim obywatelstwem. Z Justyną Kowalczyk pracuje od 2000 roku. Wcześniej prowadził kadrę biatlonistów, pod jego opieką mistrzostwo świata zdobył Tomasz Sikora