Ma go to zachęcić do pełnej mobilizacji w czwartkowym olimpijskim biegu indywidualnym na 20 km.
"To samo zrobił cztery lata temu na igrzyskach w Turynie. Poszedł do Justyny Kowalczyk, która zdobyła brąz. Popatrzył sobie na ten krążek, podotykał i tak mu się spodobał, że dzień później miał srebro" - śmiał się trener Sikory Roman Bondaruk.
Szkoleniowiec ma nadzieję, że medal Małysza psychicznie podbuduje zawodnika AZS AWF Katowice i w czwartek również i on stanie na podium.
"Medale są bardzo ładne. Pomyślałem sobie, że jak zobaczę go z bliska i mi się spodoba, to może więcej sił wykrzeszę z siebie?" - zastanawiał się Sikora.
Wicemistrz olimpijski z Turynu nie miał do tej pory szczęścia w Whistler. W inaugurującym zawody sprincie spadł w trakcie rywalizacji gęsty śnieg. Nie miał szans i zajął 29. miejsce. Dwa dni później, w biegu na dochodzenie, wyruszył na trasę z ponad dwuminutową stratą i uplasował się na 18. pozycji. Przed biegiem indywidualnym na 20 km jest bardzo dobrej myśli.
"Tu każdy zawodnik sam musi rozłożyć siły. Pracować równo przez cały dystans i mam nadzieję, że nie popełnię tych samych błędów na strzelnicy co poprzednio. Każdy niecelny strzał kosztowałby mnie karną minutę" - powiedział Sikora.
Nie chce mówić jednak o prognozach. "Nie ma co robić obliczeń. Nie wiem bowiem jak reszta zawodników wystartuje i byłoby to bez sensu. Muszę pokazać się z jak najlepszej strony i tyle - dodał - mogę tylko powiedzieć, że będzie dobrze".
Wśród najgroźniejszych rywali Polak wymienia Niemca Michaela Greisa, Norwega Emila Hegle Svendsena i Francuza Vincenta Jay, który w dotychczasowych startach w Whistler zdobył dwa medale - złoto w sprincie i brąz na dochodzenie.
Jaka pogoda byłaby najlepsza? "Chciałbym, by warunki przez cały bieg były niezmienne. Z tym jednak będzie trudno. Myślę, że przez półtorej godziny rywalizacji nie ma na to szans" - ocenił.
Z Whistler Marta Pietrewicz (PAP)