I to badania robione na zlecenie niezależnej instytucji. Trzeba to zrobić, bo zbyt wielu piłkarzy już umarło na boiskach.
Wczoraj odbyła się konferencja prasowa, w której wzięli udział dyrektor sportowy Legii Mirosław Trzeciak i lekarz Stanisław Machowski. Obaj bardzo mocno krytykowali Groclin. Przypomnijmy – w sobotę lekarz drużyny z Wielkopolski Jacek Jaroszewski zasugerował, na podstawie badań sprzed roku, że Chinyama ma wadę serca. Swoje trzy grosze do jego słów dołożył też właściciel klubu z Grodziska Zbigniew Drzymała. "Niech prezes każdego klubu zastanowi się, czy ważniejsze są dla niego pozycja w tabeli, czy też zdrowie i życie zawodnika!" - apelował wzniosłym tonem.
"Takesure przeszedł kilkakrotnie kompleksowe badania w Klinice Kardiologicznej Akademii Medycznej w Warszawie. Wyszło z nich, że wszystko z nim w porządku" - odpowiedział na te słowa zdenerwowany Machowski. Lekarza Legii mocno wspierał Trzeciak. "Cała sytuacja jest żenująca. Chinyama jest zdrów jak ryba. W tym sezonie grał w osiemnastu meczach ligowych, nie opuścił ani jednego treningu" - przypominał.
Dyrektor drużyny ze stolicy nie wykluczył też możliwości pozwania do sądu klubu z Grodziska. "Groclin nie pierwszy raz zarzuca Takesurowi chorobę. Takie insynuacje obniżają jego wartość. Nie możemy ich wysłuchiwać bez żadnego odzewu" - mówił. Dlaczego klubowi z Wielkopolski miałoby zależeć na rozsiewaniu plotek o Chinyamie? "Myślę, że zachowanie Groclinu to zemsta za to, że Chinyama opuścił ten klub i wybrał Legię" - odpowiada Trzeciak.
Oba kluby kłócą się o stan zdrowia piłkarza z Zimbabwe od dobrych kilku miesięcy. Wydaje się, że aby ostatecznie określić czy coś dolega Chinyamie trzeba wykonać obiektywne badania lekarskie, nie robione na żądanie żadnego z zespołów. Kto powinien je zlecić? Zapewne Ekstraklasa SA, która zarządza rozgrywkami. Niestety, jej prezes Andrzej Rusko umywa ręce od całej sprawy. "Skoro zawodnik przeszedł badania medyczne i został dopuszczony do gry, to nie mamy prawa wchodzić Legii w paradę" - mówi. No ale przecież może chodzić o jego życie. "Wiem, ale zakładam, że warszawianie są mądrymi ludźmi i nie dopuściliby do gry kogoś, kto jest chory" - odpowiada Rusko.
Doprawdy dziwne to zachowanie. Przecież Ekstraklasa SA odpowiada nie tylko za sprzedaż praw telewizyjnych czy wizerunku, ale też – pośrednio – za zdrowie zawodników. "Ten chłopak może paść na zawał, a Ekstraklasa SA nic nie robi. Niesłychane! Panowie z tej organizacji stosują typową spychologię. Zwalają wszystko na Legię, a sami nie biorą sprawy w swoje ręce" - nie może się z kolei nadziwić rzecznik prasowy PZPN Zbigniew Koźmiński. Przy okazji deklaruje, że związek może zadbać o zdrowie Afrykańczyka. "Chętnie zajmiemy się sprawą badań Chinyamy. Nasza komisja lekarska, pod przewodnictwem doktora Roberta Śmigielskiego, może załatwić Takesurowi wizytę u najlepszych specalistów. Postaram się zadziałać, by niedługo coś się w tym temacie ruszyło" – zapewnia DZIENNIK Koźmiński.